Marek Budzisz, publicysta, analityk specjalizujący się w tematyce Rosji i postsowieckiego Wschodu był gościem na antenie Radia WNET, gdzie omawiał szereg bieżących wydarzeń dotyczących wojny Rosji przeciwko Ukrainie.
Przedmiotem znacznej części rozmowy były krótko i długoterminowe cele Moskwy wobec naszej części kontynentu, a także stan rosyjskiej armii. Podsumowując jeden z wątków, prowadzący Łukasz Jankowski zapytał o to, w nawiązaniu do nieustannych przekonywań dużej części opinii publicznej, że wojska Rosji są w zasadzie rozbite, i ich sromotna klęska to jedynie kwestia czasu.
O tym, że sytuacja niestety może nie wyglądać tak optymistycznie jak było to nierzadko przedstawiane, wielokrotnie wskazywały m.in. tygodnik i portal "Do Rzeczy".
Budzisz: Słabi Rosjanie to mit
– Uznaliśmy, że zęby Rosji, Putina, zostały na Ukrainie skutecznie wyłamane i, że presja militarna Rosji, lęk przed armią rosyjską raz na zawsze znikł z Europy. Zobaczyliśmy, że to państwo w sferze militarnej nie jest takie potężne, za jakie chciałoby uchodzić – opsiał Jankowski.
– Ja nie podzielam tego poglądu – przypomniał swoją ocenę Budzisz. Ekspert think tanku Strategy&Future przywołał w tym kontekście raport Ministerstwa Obrony Estonii, w którym starano się pokazać i uzasadnić 10 najgroźniejszych mitów na temat stanu bezpieczeństwa Europy, szczególnie wschodniej flanki NATO. – Jednym z głównych, potencjalnie najgroźniejszych mitów jest właśnie przekonanie, że Rosjanie są już słabi, że się nie odbudują, nie potrafią walczyć, mamy spokój na 10 albo 15 lat, bo oni się już drugi raz nie odważą – streścił Budzisz.
– Estońscy eksperci i analitycy wywiadu uważają, że jest akurat odwrotnie. Po pierwsze Rosjanie wcale nie są słabi. Po drugie, i to potwierdzają właściwie wszystkie opinie ekspertów wojskowych, którzy jeżdżą na Ukrainę i obserwują na miejscu, że Rosjanie sporo się nauczyli w toku tej wojny – powiedział Budzisz, tłumacząc, że najeźdźcy ponieśli duże straty osobowe, ale uzupełniają je, a kadra dowódcza, jak i cała armia wyjdą z wojny bardziej doświadczone.
Co po wojnie na Ukrainie?
Analityk przypomniał, że Rosja przestawiła swój przemysł na przemysł wojenny. – Te trzy elementy: umiejętności wojskowe, uzupełnienia i pobór oraz potencjał przemysłowy w pewnym momencie zaczną pracować na rzecz wzmocnienia armii rosyjskiej. Jest pytanie, czy to będą dwa lata, jak uważają Bałtowie, czy pięć lat, jak uważają przedstawiciele amerykańskiego wywiadu. Ale nie będzie to lat 15, nie jestem takim optymistą. Moim zdaniem w najbardziej optymistycznym scenariuszu mamy czas do 2030 roku – powiedział.
Budzisz podkreślił, że chodzi o budowę takiego potencjału, który będzie w stanie realnie odstraszyć Moskwę, przed podjęciem kolejnych prób dyktowania sytuacji w Europie środkowej z pozycji siły. Analityk tłumaczył, że po zakończeniu czy zamrożeniu wojny na Ukrainie rosyjski potencjał może być groźny dla Polski. Wskazał, że jeśli Polska nie będzie gotowa to w regionie powstanie nierównowaga sił, co nie oznacza, że Rosjanie przypuszczą inwazję na Warszawę, ale będą wykorzystywali tę nierównowagę do osiągania swoich celów politycznych. Będą naciskać na wschodnią flankę i zachodnich sojuszników, żeby Polska była bardziej spolegliwa wobec Moskwy.
Czytaj też:
Budzisz tłumaczy, czemu Ukraina nie powinna być w UECzytaj też:
Lisicki: Polska nie powinna wyskakiwać przed USA i występować w roli głównego zagończyka Rosji