Terlikowski: "Zielona granica" to dobre kino

Terlikowski: "Zielona granica" to dobre kino

Dodano: 
Dziennikarz i publicysta Tomasz Terlikowski
Dziennikarz i publicysta Tomasz Terlikowski Źródło:PAP / Piotr Nowak
Publicysta Tomasz Terlikowski chwali film "Zielona granica" m.in. za "niejednoznaczne oceny, przywracające godność uchodźczyniom i uchodźcom".

Choć film Agnieszki Holland do kin w Polsce wejdzie dopiero w piątek, to od wielu tygodni wzbudza kontrowersje. Szczególnie, że do mediów przedostają się kolejne fragmenty "Zielonej granicy", pokazujące, jaki jest wydźwięk produkcji – uderza w funkcjonariuszy chroniących granic, idealizując jednocześnie nie tylko samych migrantów, ale także aktywistów.

Film został doceniony na festiwalu filmowym w Wenecji.

Film to nie atak na służby?

Po seansie "Zielonej granicy" swoimi przemyśleniami podzielił się Tomasz Terlikowski. "Widziałem i zachęcam, żeby każdy zobaczył. To dobre kino, z niejednoznacznym ocenami, przywracające godność uchodźczyniom i uchodźcom i ostro stawiające pytanie kwestie odpowiedzialności politycznej, wbrew pozorom nie tylko partii władzy" – przekonuje publicysta.

Terlikowski zaznacza, że nie jest prawdziwa teza, iż "film jest atakiem na Polaków i na polskie służby. Polacy są w tej opowieści różni. Dobrzy i źli, odważni i tchórzliwi, uciekający w alkohol, żeby ukryć odpowiedzialność i tacy, którzy – nawet pozostając w służbie – chcą i potrafią zachować się po ludzku. Są lekarze, którzy pomagają i strażnicy graniczni, którzy pomagają, gdy mogą. Są wolontariusze, którzy pomagają (a oni przecież też są Polakami), i są zwolennicy opozycji, którzy wcale nie pomagają".

"Obrywa się Unii Europejskiej (tak, tak) za brak polityki migracyjnej, za zgodę na to, by ludzie ginęli na morzu. Jeśli ktoś jest jednoznacznie zły to białoruskie władze, bo – wbrew temu, co opowiada partia władzy – w filmie jasno wybrzmiewa, że akcja na granicy jest elementem wojny hybrydowej, i że ludzie zostali oszukani. Tyle, że to nie odbiera im godności" – przekonuje komentator.

Terlikowski: Tego się boją

Następnie Terlikowski zastanawia się, dlaczego film Holland wywołuje tak ogromne kontrowersje. "Odpowiedzi wcale nie trzeba szukać w dwóch czy trzech (na tle całego filmu marginalnych) może zbyt publicystycznych scenach, ale w fakcie, że ten film przywraca uchodźczyniom i uchodźcom twarze, czyni z nich ludzi, opowiada ich dramatyczne historie. Widzimy ich emocje, widzimy jak dowiadują się, że zostali oszukani, widzimy ich cierpienie i ból, płaczemy razem z nimi. Po tym filmie nie da się o nich myśleć bezosobowo jako o 'broni w wojnie hybrydowej'. To będą ludzie z konkretnymi twarzami. I tego chyba najbardziej boją się ci, którzy uznali, że łatwiej jest walczyć z ludźmi bez twarzy, z anonimowymi przemocowcami z filmików, niż z ludźmi, którzy mają swoją historię" – wyjaśnia.

Terlikowski dostrzega także w "Zielonej granicy" istotne pytanie o to, jaki powinien być chrześcijanin. "Ale jest coś jeszcze. Jest w tym filmie przejmująca scena, gdy policja zatrzymuje grupę wolontariuszy jadących autem. Policjant spogląda na jedną z tych osób i uznaje, że ma ciemny kolor skóry. I wtedy pada żądanie, by osoba ta zaczęła mówić po polsku. 'Ojcze nasz, któryś jest w niebie' – zaczyna mówić kobieta, a zarazem potem dołączają do niej młodzi anarchiści i zaczynają modlić się razem. 'Sp…dalać' – rzuca policjant. Ta scena stawia z całą mocą pytanie o to, co jest postawą chrześcijańską: przyjęcie uciekinierów, zaopiekowanie się nimi, czy budzenie do nich niechęci i nienawiści. 'Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie' – mówi Jezus. A potem dopowiada do tych, którzy nie wejdą do Jego Królestwa: „Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić; byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie”. I oglądając ten film można zadać sobie pytanie, kto jest po czyjej stronie" – wskazuje dodając, że właśnie "dlatego ten film trzeba i warto zobaczyć".

Czytaj też:
Dzieło pełne kłamstw

Źródło: Facebook
Czytaj także