Maciej Pieczyński: Komentując sprawę ukraińskiej rakiety, która zabiła dwóch obywateli Polski w Przewodowie, stwierdził pan, że Ukraina nie potrafi przyznawać się do własnych błędów i za nie przepraszać. Może władze w Kijowie wychodzą z założenia, że jakakolwiek samokrytyka to oznaka słabości, na którą w czasie wojny nie można sobie pozwolić?
Ołeksij Arestowycz: Moi rodacy często krytykują mnie za to, że wytykam ich wady. Ale jeśli Ukraińcy nie będą tych wad zauważać, to nic się w kraju nie będzie zmieniać na lepsze. Gdybym był prezydentem, to pojechałbym do Przewodowa, złożyłbym kwiaty na grobach tych, którzy tam zginęli, zapewniłbym wypłatę odszkodowań ich bliskim. Przypomniałbym, że mamy wspólnego wroga. Wykorzystałbym też okazję, aby za pieniądze Zachodu wzmocnić ukraińską obronę przeciwlotniczą, argumentując, że to pozwoli uniknąć w przyszłości takich wypadków.
Ukraina w wielu sytuacjach zachowuje się, jakby była państwem, któremu wszystko się należy tylko dlatego, że broni się przed agresją. Dobrze to pokazuje choćby retoryka w sprawie kryzysu zbożowego. Można odnieść wrażenie, że Ukraina nie jest kandydatem do Unii Europejskiej, tylko wręcz rozgrywającym w UE, który ma prawo pouczać i strofować kraje unijne w kwestii wartości europejskich. Z czego to wynika?
Proszę nie mówić „Ukraina”, tylko „władze Ukrainy”. Ja też jestem „Ukraina” i krytykuję ten sposób uprawiania polityki. Rządzą nami ludzie infantylni. Zełenski uwierzył, że skoro jest oklaskiwany w parlamentach krajów Zachodu, to znaczy, że w pewnym sensie rządzi światem. Jednak ta roszczeniowa dyplomacja, polegająca na szantażu moralnym i wymuszaniu pomocy od Zachodu, „bo walczymy też za was”, dziś już przestaje działać.
Zachód coraz częściej narzeka na butę i arogancję Kijowa, ale pomagać nie przestaje. Przestrzegał pan niedawno, że popsucie relacji z Polską to ze strony ukraińskich władz „samobójstwo polityczne”. Jednak konflikt z Warszawą jak dotąd nie zaszkodził Kijowowi.
Stanowisko Kijowa wobec sojuszników można streścić tak: „Jesteśmy najpiękniejsi i najmądrzejsi, a wy nam za mało pomagacie”. W ten sposób ekipa Zełenskiego pokłóciła się z Polską, Węgrami, Rumunią, ochłodziła relacje nawet z USA czy Wielką Brytanią. Zachód będzie wspierał Ukrainę, bo to w jego interesie, ale przestanie w końcu wspierać obecną ukraińską władzę i postawi na inną ekipę.
Czy Polska popełniła jakieś błędy w relacjach z Ukrainą?
Rozmawiając z polskimi ekspertami, politykami czy dziennikarzami, ciągle słyszę to samo absurdalne pytanie: „Dlaczego spiskujecie z Niemcami przeciwko nam?”. Te obawy są komiczne. Ukraina nie prowadzi żadnej systemowej polityki zagranicznej. Kijów nie dokonał proniemieckiego zwrotu. Nie ma mowy o reorientacji z Polski na Niemcy, tak samo jak nie było mowy o orientacji na Polskę czy na jakiekolwiek inne państwo.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.