DoRzeczy.pl: Stowarzyszenie Iustitia opracowało projekt "przywracania praworządności". Jak pan ocenia te pomysły?
Jerzy Kwaśniewski: Trzeba powiedzieć, że to nie tylko jest radykalny projekt. To jakobińskie działanie ze strony sędziów z Iustitii. Krytyka wobec politycznego zaangażowania „Iustitii” ma już wiele lat i poprzedza zmiany rządowe z 2015 roku. Chyba dziś niewiele osób to pamięta, ale to prof. Rzepliński twierdził już ponad 10 lat temu, że Stowarzyszenie Iustitia „jest niewiarygodne, bo łamie konstytucję” prowadząc działalność de facto związku zawodowego, co wprost jest konstytucyjnie sędziom zabronione. Ja się z ówczesną opinią prof. Rzeplińskiego na temat takiej działalności sędziów całkowicie zgadzam.
Dlaczego?
Sytuacja, w której sędziowie zrzeszają się pod pozorną nazwą „stowarzyszenia”, po to, żeby wykonywać funkcje związku zawodowego albo partii politycznej – jest bezpośrednim naruszeniem konstytucji. To jest być może klucz do zrozumienia projektu, który przygotowali. Ten projekt torpeduje fundamentalne, konstytucyjne zasady organizacji wymiaru sprawiedliwości. W dodatku został przygotowany przez osoby, które podejmując się działalności politycznej zaprzeczają idei sędziego, jako apolitycznego, niezawisłego arbitra. Sam projekt jest do tego tak radykalny, że polskie społeczeństwo, wolnościowe i przywiązane do republikańskiej praworządności, odrzuci tego typu jakobińskie pomysły.
Co oznaczałoby wdrożenie tego projektu w życie?
Byłoby to pozbawienie obywateli jakiejkolwiek pewności prawnej. Jakiejkolwiek rękojmi, że wyroki wydawane w majestacie Rzeczypospolitej przez sędziów zakładających togę i łańcuch z orłem w koronie, mają jakiekolwiek znaczenia dla państwa. Okazuje się, że lobbowana przez sędziów ustawa spowodowałaby podważanie całego orzecznictwa z ostatnich kilku lat. Z jednej strony nie określa bowiem, co dzieje się z wyrokami wydanymi przez odwołanych sędziów, z drugiej uznaje powołanie tych sędziów od początku za nieważne. Zatem ich orzczenia nie mają mocy wyroku sądowego. Jeżeli według projektu możne zostać odwołanych około 60 proc. sędziów, to sprawa dotyczy nie tylko setek tysięcy lub milionów spraw w których prawomocnie orzekali ci sędziowie, lecz również tych spraw, w których nowi sędziowie uczestniczyli jedynie w składzie sędziowskim, choćby przez chwilę. Skala paraliżu byłaby ogromna. Mamy również inne ryzyko.
Jakie?
Może dojść do trwałego naruszenia niezawisłości sędziowskiej. Sędziowie muszą mieć warunki pracy, w których czują się bezpieczni. Dlatego, w zmian za swoją służbę i pewne wyłączenie z życia publicznego, mogą liczyć na konkretne przywileje, a wśród nich dobrą płacę i nieusuwalność z urzędu. Mogą i powinni oczywiście podlegać jakieś formie oceny ich pracy organizacyjnej i merytorycznej, jednak są niezależni od władzy politycznej. Możliwość odwołania sędziego nie może leżeć w rękach parlamentu lub rządu. Natomiast w tym przypadku Iustitia namawia nową „demokratyczną większość” wprost do pozbawienia sędziów urzędu. Pamiętam, że gdy tego typu sugestie pojawiły się lata temu na Ukrainie, gdy prezydent Juszczenko zapowiadał odwołanie dekretami sędziów, spotkały się z powszechną europejską krytyką. Czy teraz również tak będzie? Czy Stowarzyszenie Iustitia zostanie uznane na stałe za wroga demokracji?
A co, jeśli po „demokratycznej” stronie bez argumentów prawnych i merytorycznych, ktoś uzna, że trzeba to zrobić „bo tak”?
Jeżeli włączymy to w spór polityczny, to dojdzie do paraliżu. Myślę, że ludzie wówczas masowo wyjdą na ulice. Nie możemy stwierdzać, że konstytucyjność jest sprawą uznaniową. Subiektywną. Absolutnie w takim wypadku demokracja traci sens bytu. Jeżeli takie rewolucyjne stanowisko zaakceptowałby Donald Tusk, to można się spodziewać totalnego zamieszania w państwie. Wówczas nie tylko wyborcy nowej opozycji (PiS i Konfederacji) będą w to zaangażowani, ale również tysiące ludzi, którzy pragną zwykłej pewności prawa i wiarygodności państwa. Jeżeli masowe odwoływanie sędziów dotknie przeciętnego obywatela, który przykładowo wygrał spór z operatorem sieci komórkowej, i pojawi się ryzyko ponownego toczenia kosztownego i czasochłonnego procesu, to powiedzmy sobie szczerze, ludzie będą wściekli.
A co z kwestią prerogatywy prezydenckiej? Przecież to prezydent RP powołuje sędziów.
Trzeba pamiętać, że powołanie sędziego nie jest aktem KRS. Konstytucja wskazuje, że prezydent powołuje sędziów i nie jest związany rekomendacjami KRS. Na tym polega istota prerogatywy, czyli samoistnej kompetencji, dla której wykonywania prezydent nie musi uzyskiwać ani zgody KRS ani niczyjej kontrasygnaty. Już blisko 20 lat temu Trybunał Konstytucyjny orzekł, że prezydent ma możliwość niepowołania sędziego rekomendowanego przez KRS, ponieważ to podważałoby zasadę niezwiązanego wykonywania prerogatyw. To prezydent dokonuje aktu powołania. Ten, kto otrzymał akt powołania z rąk prezydenta, staje się w sposób ważny wykonawcą władzy sądowniczej w imieniu RP. To nie jest jakieś widzimisię konstytucjonalistów, ale to warunek stabilności całego systemu, zaufania obywateli do sądów.
Propozycja ustawy „Iustitii” jest zatem atakiem na konstytucyjną pozycję prezydenta RP. I uderzeniem w samą konstytucję. Ale przede wszystkim, uderzeniem w zaufanie obywateli do wymiaru sprawiedliwości i całego państwa. Trudno będzie to zaufanie odzyskać. Na marginesie warto dodać, że dzisiaj proces rekomendowania sędziów przez KRS jest transparentny jak nigdy wcześniej w historii III RP. Postępowania są jawne, kiedyś tak nie było. Ale o tym „Iustitia” raczej nie będzie wspominać. Sama liczy bowiem na powrót starego ładu, w którym sędziowie będą oceniać sędziów i reprodukować patologie bez żadnego elementu demokratycznej kontroli.
Czytaj też:
"Wracam do prokuratury". Jest decyzja Sądu Najwyższego w sprawie Ewy WrzosekCzytaj też:
Romanowski: To, co proponują politycy w togach, to szaleństwo
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.