Próba narzucenia siłą rosyjskich propozycji z 17 grudnia 2021 r. co do zakazu przystąpienia Ukrainy do NATO, wycofania obcych instalacji wojskowych z terenów państw przyjętych do paktu po upadku ZSRS oraz zawarcie nowego układu o architekturze bezpieczeństwa w Europie zakończyła się niepowodzeniem i nic nie wskazuje, aby na razie miało się to zmienić. Czy tak samo będzie, jeśli do wojny we wschodniej Europie dołączy przedłużający się konflikt na Bliskim Wschodzie, a następnie wybuchną starcia na Dalekim Wschodzie nie tylko o Tajwan, lecz także odnowieniu ulegną działania zbrojne na Półwyspie Koreańskim – tego nikt z nas nie wie. W każdej chwili zmagania militarne mogą rozgorzeć na wszystkich krańcach Euroazji, przybliżając ukształtowanie się nowego ładu międzynarodowego, w którym USA utracą zapewne pozycję imperatora mundi. Gdyby za jakiś czas miało być dyskutowane coś na kształt rosyjskich propozycji z połowy grudnia 2021 r., czego nie da się wykluczyć, bo nie wiemy, jak skończą się zmagania o hegemonię nad światem, to powinno się to odbywać z naszym udziałem. A tego nie uzyskamy, pochopnie wchodząc (lub dając się wepchnąć) w rozkręcający się ciąg zbrojnych zmagań. Notabene wystarczyły dwa tygodnie wojny z Niemcami we wrześniu 1939 r., aby aparat państwa polskiego został zdruzgotany, a nasze armie (z wyjątkiem jednej) okrążone przez oddziały zwycięskiego Wehrmachtu. Poza dyskusją jest, że najlepiej byłoby, gdyby można wrócić do sytuacji geopolitycznej, która powstała w północnej i wschodniej Europie w momencie upadku ZSRS. Pozablokowy pas państw od Finlandii i Szwecji, dalej republiki nadbałtyckie i Białoruś, aż do Mołdawii i Ukrainy przestał istnieć – z dużą szkodą dla nas.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.