Koniec prac domowych. Piontkowski: Absurdalny pomysł

Koniec prac domowych. Piontkowski: Absurdalny pomysł

Dodano: 
Dariusz Piontkowski
Dariusz Piontkowski Źródło: PAP / Piotr Nowak
- Nie można zabronić nauczycielom, żeby pracowali różnymi metodami – mówi w rozmowie z DoRzeczy.pl Dariusz Piontkowski, poseł PiS, były minister edukacji.

DoRzeczy.pl: Ministerstwo Edukacji Narodowej zapowiedziało wycofanie „Historii i teraźniejszości” ze szkół. Czy ten przedmiot padł ofiarą wojny politycznej? Mało w dyskusji jest kwestii merytorycznej, a bardzo dużo polityki.

Dariusz Piontkowski: Pełna zgoda. Nie powiedziano, co w zamian. Wprowadzenie tego przedmiotu było próbą doprowadzenia do tego, żeby wszyscy młodzi Polacy lepiej znali historię najnowszą, która w największym stopniu wpływa na naszą rzeczywistość. Nie usłyszeliśmy w ogóle, że ta koalicja chce przekładać wychowanie patriotyczne, znajomość z historii jako jeden z ważniejszych elementów, skoro mówią wyłącznie o wycofaniu przedmiotu, a nie mówią, co dalej. To oznacza, że tak naprawdę z ich punktu widzenia historia i patriotyzm nie będą istotne. Trudno myśleć o przyszłości narodu i kraju, jeśli kolejne pokolenia nie znają swojej historii.

Barbara Nowacka zapowiedziała, że mają zniknąć prace domowe. Jak pan to ocenia?

Absurdalny pomysł. Nie można zabronić nauczycielom, żeby pracowali różnymi metodami. W wielu wypadkach potrzebne jest dodatkowe ćwiczenie umiejętności, które pojawiają się na zajęciach. Chociażby najmłodsze dzieci, gdy uczą się pisania liter, to warto, żeby ćwiczyły rękę, szlaczki, później literki, by ich pismo było wyraźne. Wszystkiego nie da zrobić się w szkole. Oczywiście prace domowe należy zadawać rozsądnie, jednak odgórna decyzja, że prac domowych nie ma nie być, jest absurdem. To złe rozwiązanie dla szkół.

Istotnym postulatem nowej koalicji rządzącej są podwyżki dla nauczycieli. Nie ma pan przekonania, że ta grupa zawodowa była nieco zaniedbana? Jest to szczególnie odczuwalne w dużych miastach, gdzie zarobki nauczycieli odstają od zarobków w innych sektorach.

Nie mamy nic przeciwko podwyższeniom zarobków nauczycieli. Sam zabiegałem o to od wielu lat, choć nie zawsze to się udawało. Przypomnę, że w budżecie na ten rok proponowaliśmy kilkunastoprocentową podwyżkę. PO z koalicją dodała dodatkowe kilkanaście procent. Akurat z tego się cieszę, bo uważam, że warto to robić, ale trzeba również pamiętać o tym, że nie da się zarobków nauczycieli z Warszawy zrobić dla całego kraju.

Poziom zarobków w częściach kraju jest różny, dlatego są przepisy, że tam, gdzie jest potrzeba wzrostu wynagrodzeń nauczycieli, samorząd ma prawo podwyższyć wynagrodzenie zasadnicze lub wprowadzić swoje elementy wynagrodzenia. Wiem, że tylko nieliczne samorządy z tego korzystają. Jeszcze raz powtarzam, że trudno dorównać do średniej zarobków w Warszawie, bo budżetu nie będzie na to stać.

Czytaj też:
Sellin: Postulat PO o likwidacji IPN-u to zdrada ideałów solidarnościowych
Czytaj też:
Horała: Maciej Lasek ma bardzo blade pojęcie o CPK

Źródło: DoRzeczy
Czytaj także