PIOTR WŁOCZYK: Czy po tym wszystkim, przez co pani przeszła, będzie pani w stanie urodzić dziecko?
CHLOE COLE: Ciężko powiedzieć. Właśnie przechodzę badania pod tym kątem. Żyję nadzieją, że ten medyczny eksperyment – bo do tego de facto sprowadzała się „terapia”, którą przeszłam – nie zniszczył mojej płodności. Już kilka miesięcy po odstawieniu testosteronu wrócił mój cykl, ale od tego czasu jest on bardzo nieregularny. Jednak zajście w ciążę to jedno, a donoszenie dziecka do porodu to zupełnie inna kwestia. Pytanie też, jak to wszystko odbije się na zdrowiu mojego dziecka. Ten temat to na razie w moim przypadku jedna wielka niewiadoma.
Czy cała ta potworna historia – „kuracja” testosteronem, wycięcie zdrowych piersi – wydarzyłaby się, gdyby dorastała pani w czasach, gdy media społecznościowe nie istniały albo dopiero raczkowały?
Nie mam żadnych wątpliwości, że to wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej i nie zostałabym okaleczona. Myślę, że treści, które trafiały do mnie za pośrednictwem mediów społecznościowych, były najważniejszym czynnikiem pchającym mnie w kierunku tranzycji.
Zaczęło się od poczucia, że jako dorastająca kobieta jestem „wybrakowana”, że moje ciało nie wygląda tak, jak powinno, i że być może byłabym szczęśliwsza, gdybym urodziła się w skórze chłopca.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.