Po ponad trzech dekadach istnienia III RP jej kino odkryło, że rolnik ma duszę, sumienie i rozum. Lepiej późno niż wcale, pytanie, czy nie za późno. Jeśli twoi zaciekli wrogowie nagle okazują ci szacunek, to znaczy, że już nie żyjesz i przestałeś być zagrożeniem. „Każda prawdziwa kultura objawia się w pełni dopiero wówczas, gdy już odeszła wraz z formacją, która ją stworzyła. Dopiero wówczas najwyraźniej widać, jakie nam dziedzictwo zostawiła i czy zostawiła” – pisał Wiesław Myśliwski w eseju „Kres kultury chłopskiej”.
Dziwnym trafem film Grzegorza Dębowskiego „Tyle co nic” trafił do polskich kin w chwili, gdy przez kraj przetaczała się fala rolniczych protestów. A w wiodących mediach głównego nurtu trwał festiwal dobrze znanych z poprzednich dekad wyzwisk: że warchoły, że pijacy. Kto pamięta lata 90., ten doskonale sobie przypomni, że wedle obowiązującej wówczas narracji za zbyt wolny marsz Polski ku Europie, kapitalizmowi i szczęściu odpowiadały „grupy roszczeniowe”: emeryci, rolnicy i robotnicy z masowo likwidowanych zakładów pracy. Czasy się zmieniają, podobnie jak produkt narodowy brutto, ale narracje pozostają.
Medytacja o przemijaniu świata
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.