Kwestia wprowadzenia związków partnerskich dzieli koalicję rządzącą. Wczorajsze słowa Anny Marii Żukowskiej (Lewica) o tym, że w koalicji jest zgoda na wprowadzenie tego typu rozwiązań prawnych wywołały konsternację. Prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz zaprzeczył, że takie porozumienie istnieje, a lider Polski 2050 Szymon Hołownia stwierdził, że nic o tym nie wie.
Tymczasem minister do spraw równości Katarzyna Kotula, która odpowiada za projekt ustawy o związkach partnerskich, przekazała w środę dziennikarzom w Sejmie, że koalicjanci są umówieni "na ostatnią", w jej ocenie, "najważniejszą rozmowę".
Jak się okazuje, propozycja Lewicy ma poparcie u członków gabinetu Donalda Tuska. Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski jest zwolennikiem wprowadzenia zawiązków partnerskich.
"Związki partnerskie to kwestia szacunku, bezpieczeństwa i prawa do szczęścia. Moim osobistym zdaniem, najwyższy czas o to zadbać" – napisał w czwartek na swoim koncie w serwisie X.
Sprzeciw PSL
Jak mówiła minister Kotula, sprzeciw propozycji w sprawie związków partnerskich pochodzi od polityków PSL. Lider ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz nie zgadza się na przysposobienie wewnętrzne, czyli de facto możliwość adopcji dzieci przez pary osób tej samej płci.
Polityk Lewicy tłumaczyła, że "to jest kwestia tego, jak uregulować sytuację dzieci, które wychowują się w tych rodzinach, ale chcemy też przede wszystkim rozmawiać wcześniej z organizacjami". – Będziemy pewnie organizować jakąś telekonferencję, żeby uzgodnić też, jakie jest ich stanowisko. Ono jest dla nas ważne – przekonywała.
Na pytanie, kto ponosi winę za to, że ustawy o związkach partnerskich wciąż nie ma, Kotula oceniła, że "nasi koalicjanci nie mogą się zdecydować, czy zgadzają się na projekt rządowy dotyczący związków partnerskich, ale ja ich gorąco namawiam do tego".
Czytaj też:
Totalna kompromitacja poseł KO. Olejnik aż ukryła twarz w dłoniachCzytaj też:
Lewica chce "ukręcić łeb" pomysłowi Tuska. Biejat: Poczytamy sobie to za sukces