Były prezydent USA rozpoczął swoje przemówienie od emocjonalnych słów, w których wspomniał o próbie zamachu na jego życie, do którego doszło na wiecu w Pensylwanii w zeszłym tygodniu. W wyniku strzelaniny on sam został ranny, a inna osoba zginęła.
– Jak już wiecie, kula zamachowca była o ćwierć cala od odebrania mi życia. Tak wiele osób pytało mnie, co się stało. "Powiedz nam, co się stało, proszę", dlatego powiem dokładnie, co się stało, i nigdy więcej tego ode mnie nie usłyszycie, ponieważ jest to zbyt bolesne, aby o tym mówić – powiedział.
Trump: Nie powinno mnie tu być
Przez ponad 10 minut Trump w barwnych szczegółach wspomniał to, co wydarzyło się w sobotę. Powiedział, że poczuł, jak coś uderzyło go w ucho, ale "czuł się bardzo bezpiecznie, ponieważ miał Boga po swojej stronie”.
– Nie powinienem tu być dziś wieczorem – powiedział Trump, a tłum odpowiedział "Tak, jesteś!”. – Nie powinienem tu być... Dziękuję wam. Stoję przed wami na tej arenie tylko dzięki łasce Boga Wszechmogącego – dodał polityk. Było to jego pierwsze publiczne wystąpienie od sobotniego wiecu.
Trump złożył również kondolencje rodzinie Coreya Comperatore, strażaka ochotnika. Na scenie znajdował się sprzęt, którego używał zastrzelony strażak. Trump podszedł do niego i ucałował hełm, po czym zarządził minutę ciszy.
Jeszcze przed partyjną konwencją Trump powiedział, że przepisał swoje przemówienie, aby nadać mu ton jedności po doświadczeniu bliskim śmierci, obiecując zjednoczenie podzielonego kraju.
– Jako Amerykanie jesteśmy związani jednym losem i wspólnym przeznaczeniem – powiedział. – Wznosimy się razem albo upadamy. Kandyduję na prezydenta całej Ameryki, nie jej połowy, ponieważ nie ma zwycięstwa w zwycięstwie dla połowy Ameryki – dodał.
Czytaj też:
"Zaniepokojenie Obamy". Będzie zwrot ws. kandydatury Bidena?Czytaj też:
"Pierwszego dnia". Przesłanie do legalnych i nielegalnych imigrantów na konwencji Republikanów