DoRzeczy.pl: W co gra Donald Tusk? Nie ma możliwości ponownego przeliczenia głosów z wyborów prezydenckich. O co więc chodzi?
Ryszard Czarnecki: Myślę, że ta kalkulacja jest prosta. Oczywiście Donald Tusk, a tym bardziej prawnik Roman Giertych wiedzą, że nie można ponownie przeliczyć głosów, że faktycznie wyborów unieważnić się nie da, ale po pierwsze, w wymiarze krótkoterminowym, jest to próba odwrócenia uwagi od klęski kandydata PO i samego Donalda Tuska. Klęska Trzaskowskiego jest również klęską Tuska. To w pewnym sensie zamknięcie dyskusji na temat przyczyn porażki, zamknięcie debaty, która zaczęła się pojawiać na temat osobistej porażki Tuska, który przecież mocno zaangażował się w tę kampanię — tak twierdzą nawet eksperci sprzyjający obozowi rządowemu. Angażował się tak bardzo, że wręcz nie pomógł Trzaskowskiemu. Tak było w przypadku pana Murańskiego. To także próba wzięcia własnej partii za twarz, żeby baronowie, wojewódzcy działacze czy posłowie nie rozpowiadali po kątach, że Tusk się skończył. To jest wymiar krótkoterminowy.
A w dłuższej perspektywie?
To walka o negatywne zaprogramowanie elektoratu 30 proc.+, elektoratu Koalicji Obywatelskiej, który jest bardzo zdyscyplinowany — trzeba to przyznać. Kiedy Tusk kilka miesięcy temu ogłosił, że PiS jest prorosyjski, okazało się, że dosłownie trzydzieści parę procent Polaków tak uważa. Jeśli teraz Tusk ogłosi, że w wyborach coś było nie tak, to po pierwsze oznacza to przyzwolenie na ostrą grę z prezydentem, który, według grupy trzymającej władzę w Platformie, nie ma pełnego demokratycznego mandatu, jak to będzie przedstawiane. Po drugie — to zaprogramowanie na najbliższe pięć lat przemysłu pogardy wobec tego prezydenta. Można sięgnąć po przykłady z tego, co robiono się wobec św. Lecha Kaczyńskiego. Myślę, że o to tak naprawdę chodzi, bo Tusk doskonale wie, że formalnoprawnie nie ma szans, ale w wymiarze politycznym uważa, że na tym może ugrać — i krótkofalowo, i długofalowo. Do tego dochodzi jeszcze motywacja Giertycha, który wstąpił do Platformy i od razu buduje tam mocną pozycję, nawet jako jeden z liderów antypisowskich.
A co w tej sytuacji powinna zrobić konserwatywna opozycja? Donald Tusk musi widzieć, że nie będzie rządził, jeśli prawica się ze sobą dogada. Pytanie, czy się dogada?
Po pierwsze — jestem trochę zaskoczony, że w kwestii ujawnienia nieprawidłowości wyborczych szeroko rozumiana prawica zachowuje się defensywnie. A przecież sam czytałem informacje z kilku komisji na Lubelszczyźnie, gdzie działo się coś podobnego, co w Krakowie czy w Bielsku- Białej, tyle że w drugą stronę — głosy zwycięzcy Karola Nawrockiego przypisano Trzaskowskiemu. Wiadomo, że nie w sensie formalnoprawnym, bo tu staliśmy, że to nie jest skuteczny oręż, ale w sensie informacyjnym. O tym się w ogóle nie mówi. Informacja o myleniu głosów w jedną stronę jest już wdrukowana w umysły Polaków. Gdyby oczywiście było możliwe przeliczenie głosów, mogłoby nastąpić zdziwienie, że przewaga Karola Nawrockiego się powiększyła. To ważna uwaga w kontekście bieżącej walki o odebranie legitymacji panu Karolowi, prezydentowi elektowi.
W takim razie jak powinna dziś według pana grać opozycja?
Prawicowa opozycja powinna już teraz bardzo intensywnie szukać tego, co ją łączy, a nie tego, co dzieli. Trzeba zacząć przygotowywać się do współpracy, bo to się samo nie zrobi — polityka nie działa na zasadzie automatyzmu. Nie mamy jeszcze rządu prawicowego, składającego się z kilku partii. Przewiduję, że media lewicowo-liberalne i polityczny obóz opozycji będą starały się podzielić prawicę, na przykład grając Konfederacją przeciwko PiS-owi. W moim przekonaniu to właśnie teraz jest czas, by zacząć rozmowy o czymś, co nazwałbym PSP, czyli Pakt Senacki Prawicy. Nie chcę mówić Prawicowy Pakt Senacki, bo skrót PPS jest już zajęty, ale PSP — jak Państwowa Straż Pożarna — to dobre określenie. Powinniśmy zacząć działać już teraz.
Nie możemy powiedzieć, że wybory odbędą się na pewno w terminie, czyli za dwa lata i kwartał — mogą być wcześniej, choć nie jest to pewne, ale trzeba być przygotowanym. Już teraz powinniśmy wykorzystać doświadczenia partii tworzących koalicje trzynastego grudnia. Przecież ta koalicja już dwa razy skutecznie podchodziła do wyborów do Senatu. Warto zwrócić uwagę na coś, o czym się mówi mało: w 2015 mieliśmy świetny wynik do Senatu, wręcz wyraźną większość, w 2019 już przegraliśmy, a w 2023 porażka była jeszcze większa. To jest pewna równia pochyła, na którą trzeba reagować. Scena polityczna w Polsce, podobnie jak na Zachodzie czy w USA, przesuwa się obecnie w prawo. Wykorzystajmy to w kolejnych wyborach do Senatu. Jeśli chcemy rzeczywiście dokonać neokonserwatywnej rewolucji w Polsce, to musimy mieć większość w Senacie, by wprowadzać istotne zmiany — nie tylko polityczne, ale także w obszarze edukacji, kultury czy obyczajowości. Dlatego taki pakt jest konieczny i warto o tym rozmawiać już teraz, angażując trzy czy cztery partie: Prawo i Sprawiedliwość, Konfederację, Koronę, a także środowiska związane z panami Kukizem oraz Jakubiakiem. Pokazanie jedności może przynieść dodatkowy bonus w wyborach do Senatu. To jest element szerszej strategii: nie walczymy o to, żeby mieć rząd z wielką większością w Sejmie, tylko o to, by po raz pierwszy w historii Polski mieć większość konstytucyjną, tak jak już trzy razy Viktor Orbán na Węgrzech. Dzięki temu można spokojnie rządzić i mieć realny wpływ nie tylko na bieżące rządzenie, ale także na edukację, kulturę i obyczajowość — tworzyć fakty dokonane i mieć odpowiednie instrumenty formalnoprawne.
Czytaj też:
Pierwszy konflikt PiS z Nawrockim? Nieoficjalnie: Chodzi o rolę CzarnkaCzytaj też:
Polityk PiS oświadczył się nowej partnerce. Zaraz po rozwodzie
Inwestuj w wolność słowa.
Akcje Do Rzeczy + roczna subskrypcja gratis.
Szczegóły:
platforma.dminc.pl
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
