Rankiem, gdy izraelskie lotnictwo uderzyło na irańskie obiekty nuklearne, Chiny otwarcie stanęły po stronie Teheranu na arenie międzynarodowej. Stały przedstawiciel ChRL przy ONZ, Fu Cong, potępił izraelski nalot jako rażące naruszenie suwerenności i bezpieczeństwa Iranu. Pekin ostrzegł przed „poważnymi konsekwencjami” dalszej agresji, sprzeciwiając się jawnemu pogwałceniu prawa międzynarodowego. Chińscy dyplomaci nie mieli wątpliwości, że to Waszyngton stoi za działaniami Tel Awiwu – w oczach Pekinu Izrael działał tu jako „proxy”, narzędzie amerykańskiej polityki wymierzonej w Teheran.
Za potępieniem poszły czyny. Wkrótce po ataku zarejestrowano pierwszy w historii przypadek lądowania chińskiego wojskowego samolotu transportowego w Iranie. Airbus A330-243F należący do Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej wyleciał z Kantonu, po czym wyłączył transponder przed wejściem w przestrzeń powietrzną Iranu – to czytelny znak tajnej operacji wsparcia. Według doniesień, na pokładzie znajdował się pokaźny ładunek systemów uzbrojenia: nowoczesne baterie obrony przeciwlotniczej dalekiego zasięgu, pociski i inny sprzęt potrzebny Iranowi do odparcia ataków z powietrza. Chińskie oraz rosyjskie zestawy przeciwlotnicze zostały błyskawicznie rozstawione wokół Teheranu i już następnego dnia były gotowe do osłony irańskiego nieba. Pekin i Moskwa najwyraźniej uznały, że to dogodna okazja, by przetestować swoje najnowsze technologie w realnym starciu z izraelskimi F-35 – według przecieków izraelskie lotnictwo poniosło już pierwsze straty z rąk tej zintegrowanej obrony. Chińska „tarcza” nad Iranem stała się faktem. To jasny komunikat: Państwo Środka nie ograniczy się do dyplomatycznych protestów – w razie potrzeby udzieli Iranowi realnej, militarnej pomocy.
Partnerstwo strategiczne w cieniu 25-letniej umowy
Obecny pokaz solidarności zbrojnej jest kolejnym etapem chińsko-irańskiego zbliżenia, które nabrało rozpędu już kilka lat temu. W 2021 r. oba kraje podpisały historyczny, 25-letni pakt o kompleksowej współpracy. Choć szczegółów porozumienia oficjalnie nie ujawniono, z przecieków wynika, że Pekin obiecał astronomiczne inwestycje rzędu 400 mld dolarów w irańską gospodarkę, w zamian zagwarantował sobie długoletnie dostawy irańskiej ropy na preferencyjnych warunkach. Według ujawnionego w New York Times wstępnego projektu umowy Chiny mogą kupować od Iranu dowolne ilości ropy i gazu ze zniżką co najmniej 12 proc. od ceny rynkowej: plus dodatkowe 6–8 proc. rabatu za „ryzyko”. Taki energetyczny barter stanowi fundament sojuszu: ropa za kapitał i technologię. Co więcej, porozumienie ma wymiar strategiczny – podobno zawarto w nim klauzule dopuszczające obecność chińskiego personelu bezpieczeństwa na terytorium Iranu, by chronić chińskie inwestycje i trasy transportu surowców. To sugeruje, że Pekin od dawna brał pod uwagę scenariusz, w którym będzie musiał osłaniać Iran także militarnie, np. przed zagrożeniem z zewnątrz.
Sojusz cementują kolejne kroki. Jeszcze w 2016 r. przewodniczący Xi Jinping, odwiedzając Teheran, roztaczał wizję włączenia Iranu w Inicjatywę Pasa i Szlaku – globalną siatkę szlaków handlowych budowanych przez Chiny. Słowa zamieniły się w czyny: Teheran stał się kluczowym ogniwem chińskiej strategii w regionie. W 2023 r. Iran przystąpił jako pełny członek do kierowanej przez Pekin Szanghajskiej Organizacji Współpracy, azjatyckiego bloku bezpieczeństwa skupiającego też Rosję i Indie. Był to element chińskich zabiegów, by oferować krajom rozwijającym się alternatywę wobec porządku międzynarodowego zdominowanego przez USA. Również w 2023 r. Chiny odegrały rolę mediatora w przełomowym porozumieniu między Iranem a Arabią Saudyjską, pomagając tym regionalnym rywalom wznowić stosunki dyplomatyczne po latach wrogości. Ten sukces dyplomatyczny umocnił wizerunek Pekinu jako nowego rozgrywającego na Bliskim Wschodzie.
Nie mniej istotna jest współpraca wojskowa. Od 2019 r. co roku odbywają się wspólne ćwiczenia morskie Iranu, Chin i Rosji – manewry z serii „Security Belt” organizowane są w strategicznych wodach Zatoki Omańskiej, u wrót Zatoki Perskiej. Ostatnie z nich, w marcu 2025, były już piątą taką trójstronną demonstracją jedności. Podczas tych manewrów marynarki trzech państw ćwiczą m.in. ataki na cele morskie, doskonaląc zgrywanie sił zbrojnych. To wyraźny sygnał, że Pekin, Teheran oraz Moskwa postrzegają się nawzajem jako długoterminowych partnerów strategicznych w obliczu wspólnych wyzwań. Chińsko-irańskie manewry, kontrakty i dyplomatyczne ukłony ostatnich lat układają się w spójną całość: rodzi się sojusz, który jeszcze dekadę temu wydawał się mało realny.
Pekin przełamuje izolację Teheranu
Dla Iranu partnerstwo z Chinami ma wartość nie tylko materialną, ale i polityczną. Po dekadach prób izolowania Islamskiej Republiki przez Zachód, Pekin stał się dla Teheranu oknem na świat. Chińscy dyplomaci rutynowo biorą Iran w obronę na forum ONZ – potępiają jednostronne sankcje i wzywają do respektowania suwerenności Iranu. „Niezależnie od pretekstu, naruszanie suwerenności i integralności terytorialnej Iranu jest niedopuszczalne” – grzmiał chiński ambasador przy ONZ po izraelskim nalocie, domagając się międzynarodowego potępienia agresora.
Jeszcze ważniejsze są działania poza sceną publiczną. Gdy w 2018 r. Stany Zjednoczone wycofały się z porozumienia nuklearnego JCPOA i przywróciły surowe sankcje, Iran z dnia na dzień stanął na skraju zapaści gospodarczej. Wówczas to Chiny podały Teheranowi pomocną dłoń. Pekin i Teheran zaczęły zacieśniać relacje właśnie od czasu tamtego zaostrzenia sankcji. Chińskie firmy przejęły znaczną część handlu z odciętym od Zachodu Iranem, a chińskie rafinerie masowo skupowały irańską ropę naftową, zapewniając reżimowi w Teheranie dopływ gotówki pomimo amerykańskiej presji. W krótkim czasie Chiny stały się głównym źródłem dochodów Iranu, kupując lwią część eksportowanej przez niego ropy i wypełniając lukę importową – od elektroniki i maszyn po pojazdy i komponenty dla irańskiego programu nuklearnego. W 2022 r. chiński import irańskiej ropy osiągnął rekordowe poziomy: szacunki mówią, że irańska ropa stanowiła aż 15 proc. całego importu ropy naftowej do Chin. Innymi słowy, co szósta-siódma baryłka zużywana w drugiej gospodarce świata pochodziła z Iranu – mimo formalnego embarga. To pokazuje skalę energetycznej symbiozy Pekinu i Teheranu.
Chińskie władze nie kryją, że ich zdaniem nikt nie ma prawa ingerować w „normalny handel” Chin z Iranem. Xi Jinping wezwał ostatnio wszystkie strony konfliktu irańsko-izraelskiego do jak najszybszego powstrzymania eskalacji, równocześnie ostrzegając Stany Zjednoczone, by nie przeszkadzały w handlu Chin z Iranem i znosząc bezpodstawne – w odczuciu Pekinu – sankcje. Taka postawa umacnia Iran na arenie międzynarodowej: daje mu poczucie, że w globalnej rywalizacji mocarstw nie jest osamotniony, ma za sobą potężnego patrona gotowego zrównoważyć naciski Waszyngtonu. Po latach izolacji Teheran znów nawiązuje kontakty – czy to poprzez wejście do SCO w Azji, czy dzięki chińskiej mediacji z sąsiadami w Zatoce Perskiej. Pekin skrzętnie wykorzystuje swoje wpływy, by przełamywać polityczną izolację Iranu i wciągać go w nowe, wielostronne formaty współpracy poza kontrolą Zachodu.
Energia i handel – fundament sojuszu
U podstaw chińsko-irańskiego zbliżenia leżą twarde interesy. Chiny, głodne surowców rozwijające się supermocarstwo, potrzebują pewnych dostaw energii. Iran – posiadający jedne z największych złóż ropy i gazu na świecie – idealnie wpisuje się w strategię dywersyfikacji dostaw Pekinu. Co więcej, wskutek sankcji irański surowiec jest tańszy, a Teheran chętniej sprzedaje go z rabatem stałemu klientowi niż szuka chwilowych transakcji na niepewnym, przemytniczym rynku. Na mocy chińsko-irańskiej umowy stulecia to właśnie Chiny mają pierwszeństwo zakupu irańskiej ropy po preferencyjnej cenie – według medialnych doniesień nawet o 12-18 proc. niższej od rynkowej. W zamian Iran otrzymuje nie tylko środki na przetrwanie, ale też inwestycje w infrastrukturę, które mogą unowocześnić jego gospodarkę. Chińskie firmy budują w Iranie drogi, modernizują porty i kolej, kładą światłowody i sieć 5G – przygotowując grunt pod pełniejsze włączenie Iranu w globalne łańcuchy dostaw zorientowane na Azję.
Współpraca handlowa również kwitnie, choć w cieniu sankcji. Oficjalne statystyki bilateralnego handlu: ok. 15 mld dolarów amerykańskich rocznie, nie oddają pełni relacji, bo nie uwzględniają „ukrytego” obrotu ropą. W praktyce Chiny są dla Iranu najważniejszym partnerem gospodarczym – i odwrotnie, Iran staje się dla Chin jednym z kluczowych dostawców surowców. Ta wzajemna zależność to dla Teheranu polisa ubezpieczeniowa na wypadek zachodniej blokady, a dla Pekinu – cenny atut geopolityczny. Chińscy analitycy przyznają, że ewentualna utrata dostępu do irańskiej ropy byłaby dla nich bolesna: eskalacja konfliktu zagraża bezpieczeństwu energetycznemu Chin i odbiera im „kartę strategiczną”, jaką jest Iran. Innymi słowy – stabilny Iran, sprzymierzony z Pekinem, leży w żywotnym interesie chińskiej gospodarki i pozycji Chin jako globalnego gracza. Dzięki sojuszowi z Chinami Iran może zaś prowadzić handel na wielką skalę poza kontrolą dolara i sankcji np. w juanach lub poprzez pośredników, a także zdobywać nowoczesne technologie, których odmawia mu Zachód. Ropa płynie tankowcami na Wschód, a w drugą stronę płyną maszyny, części zamienne, elektronika, a być może i zaawansowane systemy uzbrojenia. Tak wygląda pragmatyczny fundament tego sojuszu: obie strony czerpią z niego wymierne korzyści, które wzajemnie się wzmacniają.
Implikacje dla USA, Izraela i regionu
Narastający chińsko-irański romans nieuchronnie odbija się echem w Waszyngtonie i Tel Awiwie. Dla Stanów Zjednoczonych i Izraela sojusz Pekinu z Teheranem to poważne wyzwanie strategiczne. Od dekad USA starały się izolować Iran – tymczasem teraz drugi największy mocarstwowy rywal Ameryki otwarcie wspiera perską republikę, niwecząc efekty amerykańskiej presji. Izrael z kolei przez lata groził samotnym atakiem na irański program nuklearny, licząc na przewagę militarną. Teraz jednak ta przewaga topnieje, gdy nad Iranem rozpościera się chiński parasol ochronny. Każdy kolejny atak na irańskie terytorium niesie ryzyko wplątania w konflikt globalnego gracza – Chin – co dramatycznie podnosi stawkę. Pekin dał do zrozumienia, że nie dopuści do upadku swojego bliskowschodniego partnera, bo załamanie Iranu oznaczałoby rozszerzenie wpływów USA w regionie, a na to Chiny nie mogą sobie pozwolić. Innymi słowy, Teheran stał się dla Pekinu „czerwoną linią” – jego losy bezpośrednio wpływają na geopolityczne interesy Chin.
Dla administracji amerykańskiej zarysowuje się perspektywa nowego bloku państw przeciwstawiających się dominacji Zachodu. Powstaje de facto „oś” łącząca Pekin, Teheran i Moskwę – wszystkie te stolice ściśle ze sobą współpracują i wspierają się nawzajem, od ćwiczeń wojskowych po koordynację polityczną na forum ONZ. Taka konfiguracja sił przypomina zimnowojenny podział, tyle że tym razem to Wschód przejmuje inicjatywę, budując własny porządek poza kontrolą Waszyngtonu. Dla Izraela oznacza to konieczność rewizji dotychczasowych założeń bezpieczeństwa. Samodzielna akcja przeciw Iranowi przestała być realna, skoro w konflikt zaangażowały się światowe mocarstwa. Również tradycyjni sojusznicy USA w regionie patrzą na to z niepokojem – ale i pragmatyzmem. Arabia Saudyjska zbliżyła się zarówno do Chin, jak i do Iranu, dołączając do SCO i podejmując dialog z Teheranem pod auspicjami Pekinu. Inne państwa Zatoki również dywersyfikują swoje relacje. To znak, że era niepodzielnej amerykańskiej hegemonii na Bliskim Wschodzie słabnie, a Chiny wypełniają powstałą próżnię wpływów.
Chińsko-irańska współpraca wojskowa po izraelskim ataku to więc coś więcej niż epizod w lokalnym konflikcie. To manifestacja głębszej zmiany globalnego układu sił. Pekin demonstruje, że jest gotów rzucić rękawicę Stanom Zjednoczonym nawet na odległym bliskowschodnim teatrze, chroniąc swoje interesy i sojuszników. Iran, wsparty przez chińskiego giganta, może skuteczniej opierać się naciskom Zachodu i kontynuować swoją politykę, nie obawiając się całkowitej izolacji czy inwazji. Dla świata oznacza to wejście w nową erę multipolarności, gdzie ideologiczne i strategiczne bloki rywalizują o wpływy. Sojusz smoka i lwa (chińskiego i perskiego) pokazuje, że w tej rywalizacji słabsi dotąd gracze potrafią połączyć siły, by stawić czoła dominującym potęgom. I choć nie wiadomo, jak daleko Pekin gotów jest się posunąć w obronie Teheranu, jedno jest pewne: Bliski Wschód nie jest już piaskownicą, w której USA i Izrael mogą rozstawiać pionki bezkarnie. Chińsko-irański sojusz to nowy rozdaj kart, który zmieni reguły gry na długo – ku zaskoczeniu tych, którzy przywykli, że ostatnie słowo zawsze należy do Zachodu.
Na naszych oczach spełnia się zapowiedź świata po amerykańskiej dominacji. Gdzie upada stary porządek, tam wkracza nowy gracz – Pekin – niosąc sztandar „multilateralizmu” przeciw zachodniej hegemonii. Chińska tarcza nad Iranem symbolizuje tę zmianę: idea suwerenności i samostanowienia, jaką głosi Wschód, zderza się z praktyką siły Zachodu. W tym starciu to ideowe zbliżenie autorytarnych mocarstw okazuje się dla wielu państw atrakcyjną alternatywą. Irańsko-chińskie braterstwo broni pokazuje, że świat jednobiegunowy odchodzi do historii – a nowy, wielobiegunowy ład rodzi się właśnie teraz, w ogniu bliskowschodniego konfliktu.
Czytaj też:
Rozejm przetrwał trzy godziny. Izrael zapowiada atak na TeheranCzytaj też:
Polityczne konsekwencje wojny na Bliskim Wschodzie
Polecamy Państwu „DO RZECZY+”
Na naszych stałych Czytelników czekają: wydania tygodnika, miesięcznika, dodatkowe artykuły i nasze programy.
Zapraszamy do wypróbowania w promocji.
