Lisiewiczem powoduje potrzeba potępienia zdrajcy, który uporczywie twierdzi, że nie wie, jaka była przyczyna tragedii w Smoleńsku, podczas gdy każdy prawy Polak ma obowiązek wiedzieć, że były nią wybuchy w powietrzu, czego ostatecznym i niezbitym dowodem jest, że nie była to brzoza. Korwinem – potrzeba potępienia zdrajcy, który zamiast zrobić mu tło na konwencji wyborczej nazwał kolportowanie putinowskiej propagandy kolportowaniem putinowskiej propagandy. To ważne, żeby za dwa miesiące było wiadomo, dlaczego po raz kolejny partia Korwina zamiast oczekiwanego sukcesu musi się zadowolić swoimi stałymi pi razy drzwi dwoma procentami od najbardziej zatwardziałych jajcarzy. Nie przez to bynajmniej, że, jak zwykle, chwilową sondażową koniunkturę wykorzystał Korwin do ogłoszenia we wszystkich możliwych mediach kolejnej porcji najnowszych szokujących i ekstremalnych odkryć z dziedziny ogólnej teorii wszystkiego, aby raz jeszcze zniechęcić wahających się, skonfundować sympatyków a wyznawców poddać próbie wierności. Skądże. Klapa będzie przez Ziemkiewicza – nie dość, że nie chciał zasilić swym nazwiskiem list wyborczych to jeszcze uchybił zaproszeniu na konwencję.
Korwin i jego wyznawcy rozgłaszają przy tym, że tak naprawdę nie ma żadnego Ziemkiewicza jako samoistnego bytu, jest tylko PiS, który go utrzymuje, i pisowskie „Do Rzeczy”, które mu „zabroniło”. Jak reagować na takie bzdurzenie? Oczywiście, jednym z powodów, dla których odwołałem swą wstępną zgodę na udział w spotkaniu organizowanym przez „Najwyższy Czas” był fakt, że jakby obecności tam nie tłumaczyć w obecnym czasie oznaczałaby ona zaangażowanie się w kampanię wyborczą, co byłoby nielojalne wobec kolegów z „Do Rzeczy” (i z „Republiki” też). Ale może i musieliby oni z mojej strony znieść takie zaangażowanie, gdybym był przekonany, że jest co popierać. Zapowiadałem przecież, że jestem gotów zaangażować się (bo jestem nie tylko publicystą, recenzentem polityki, ale i obywatelem, jej podmiotem) jeśli partia Korwina, narodowcy oraz Polska Razem zdobędą się na stworzenie jednej eurosceptycznej listy (a najlepiej poparcie wspólnej listy niepartyjnej). Ale nie wtedy, gdy jedynym sensem kampanii pozostało udowadnianie sobie nawzajem, kto w lidze mikrusów jest odrobinę większy.
Tym bardziej, że Korwin nie jest już tym szaleńcem bożym, którego rzecznikiem prasowym byłem przed wielu laty. Zdroworozsądkowe hasła ekonomiczne przysłonił jakimś nie mającym nic wspólnego z myślą liberalną czy konserwatywną, autorskim eugenizmem – głoszącym, że świat stanie się rajem dopiero, gdy będzie światem jurnych i cwanych byczków, więc droga do jego naprawy wiedzie przez pogardę dla wszelkiego rodzaju kalek, debili, nieudaczników i słabeuszy. Poza tym, że odrażające, to jest zwyczajnie głupie w czasach, gdy rozwój cywilizacyjny uczynił najważniejszymi przymioty zupełnie inne niż fizyczna krzepa – Wielka Brytania ma pod każdym możliwym względem więcej pożytku z poruszającego tylko kilkoma palcami Stephena Hawkinga niż z całego stadionu zdrowych troglodytów. Miałem nadzieję, że ten wątek to kolejna wariacka wtopa w rodzaju pasów bezpieczeństwa, ale, niestety, zaczął w przekazie dominować. A gdy doszła jeszcze do tego Ukraina i gorliwe potępienie dla wolnościowych aspiracji jej mieszkańców - sorry, ale minusy przesłoniły mnie plusy, że pojadę frazą z kultowego filmu.
(Swoją drogą, podziwiam u wiernych korwinowców zdolność przechodzenia do porządku nad tą codzienną dezynwolturą guru: „d…kracja” to najgorsza ohyda i bzdura, ale Janukowycz jest jedyną legalną władzą Ukrainy bo ma mandat wyborczy, sondaże to jedna wielka ściema masonów manipulujących zachowaniami wyborców - tak naprawdę Korwin od zawsze ma poparcie około 20 procent Polaków, ale pod wpływem zmanipulowanych sondaży, wmawiających, że nie ma szans, wciąż przerzucają oni głosy na kogo innego – ale te sondaże, w których KNP osiąga prób wyborczy, są niezbitym dowodem słuszności wybranej drogi, etc.)
Inna sprawa, że równie źle jak w Kongresie Nowej Prawicy dzieje się i u narodowców, i u Gowina (koledzy z redakcji coraz bardziej namawiają mnie, żebym poszedł z poparciem na jakiś kongres PO, może podziała…) – szkoda, ale cóż, każdy musi sam wykorzystać swoją szansę albo ją zmarnować.
Tylko PiS zmierza do miażdżącego wyborczego zwycięstwa – nad Solidarną Polską. Ale to właśnie to jedyne zwycięstwo, na jakim pisowcom tak naprawdę zależy. Mam nieodparte wrażenie, że „generalność” tej partii (to celowe przywołanie tak właśnie się nazywającego gremium z Konfederacji Barskiej – kto ciekaw, niech poczyta choćby Konopczyńskiego i sam oceni podobieństwo) tak już przywykła do fruktów bycia w wiecznej opozycji, że wizja dojścia do władzy przeraża ją nie mniej niż wizja wyrośnięcie na polskiej scenie politycznej jakiejkolwiek liczącej się prawicy z realnymi widokami na sukces. Na szczęście oba zagrożenia wydają się równie odległe.
W razie czego, redaktor Lisiewicz wskaże, jakie to ciemne siły zaszkodziły tym razem. Od czasu, gdy objawił on swym czytelnikom, że tygodnik „Uważam Rze” założyły WSI żeby powstrzymać wzrost popularności „Gazety Polskiej” mam zaufanie do jego przenikliwości – godnej Korwina, demaskującego z kolei w Kaczyńskim agenta zarazem Niemiec i Izraela. Ale niech obaj uważają, bo konkurencja jest silna. Oto gazeta Michnika zapowiedziała specjalny cykl reporterski „Smoleńskie dzieci”, w którym demaskować będzie „sektę smoleńską”. Graficznym godłem tych demaskacji jest obrazek przekopiowany z okładki głośnych „Resortowych dzieci”, tylko z twarzami osób kojarzonych z prawicą. Z tego obrazka wynika, że głównymi przywódcami tej znienawidzonej na Czerskiej sekty są Paweł Lisicki (w samym środeczku) i niżej podpisany. A co tam! Debata publiczna III RP nie od dziś przypomina sen pijanego schizofrenika, na dodatek o skłonnościach psychopatycznych, i widocznie jakiejś części publiczności właśnie to się w niej podoba.