Gdy tylko stało się jasne, że wbrew przewidywaniom wielu analityków Ukraina nie padnie po trzech dniach rosyjskiej inwazji, polską opinię publiczną zdominowały hurraoptymistyczne nastroje. Publicyści, politycy, a także eksperci z wielką satysfakcją komentowali kolejne kompromitacje agresora, wychwalając (słusznie!) bezprzykładne bohaterstwo i (nie zawsze słusznie) militarną wyższość obrońców. Wieszczyli załamanie się nie tylko ofensywy, lecz także państwowości rosyjskiej. Putin miał albo zostać obalony w ramach przewrotu pałacowego, albo po prostu umrzeć na raka. Ukraińcy mieli ruszyć z kontrofensywą i odbić nie tylko okupowane po 24 lutego, lecz także utracone w 2014 r. terytoria. Żadne z tych „proroctw” na razie się nie spełniło.
Zacznijmy od pierwszego. O śmiertelnej chorobie Putina rozpisywały się zachodnie media. Wiele wskazywało na zły stan zdrowia władcy Kremla, który jednak wciąż żyje (przynajmniej w dniu, w którym wysyłam do druku ten artykuł), choć oczywiście nie można dodać „i ma się dobrze”. Z kręgów kremlowskich elit dobiegały wyraźne, ale jednak nieśmiałe pomruki niezadowolenia. Nadzieje na przewrót okazały się na ten moment płonne. A nawet gdyby Putin skończył jak obaleni przez najbliższe otoczenie carowie Piotr III i Paweł I, z jego następcą Zachód z pewnością chętnie zawarłby jakiś kompromis, a po krótkim okresie wymuszonej sytuacją „odwilży” Rosja wróciłaby na imperialne tory. Dla Ukrainy i Europy Środkowo-Wschodniej to niezbyt świetlana perspektywa. Każdy reformator w końcu sięga po knut, a po każdym Chruszczowie przychodzi Breżniew. Hurraoptymiści nie łudzili się przynajmniej, że Putina obali rosyjska ulica. Społeczeństwo popiera operację specjalną – nie wiadomo tylko, czy bardziej ze strachu czy bardziej z pobudek ideowych.
Hurraoptymiści
Pierwsze proroctwo straciło swoją moc, gdy stało się jasne, że nawet jeśli Rosja jest kolosem na glinianych nogach, to wiele jeszcze wody w Dnieprze upłynie, zanim kolos ten pod własnym ciężarem upadnie, o ile w ogóle. Drugie wciąż ma swoich wyznawców. Dla nich teza, po raz pierwszy tak ostro postawiona przez Marcina Wyrwała z Onetu, w myśl której Ukraina tę wojnę przegrywa, zabrzmiała wręcz jak herezja. A najmniej jak niewybaczalny akt defetyzmu.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.