W czwartek prezydent Rosji Władimir Putin stwierdził, że kompleks wojskowo-przemysłowy Ukrainy "jeśli nie został całkowicie zlikwidowany do zera, to szybko się do niego zbliża".
– Można stwierdzić, że nastąpił znaczny postęp w demilitaryzacji – oświadczył w piątek Dmitrij Pieskow, cytowany przez "Kommiersant".
Rzecznik Kremla odpowiedział w ten sposób na pytanie, czy jeden z celów "operacji specjalnej" (Rosjanie nie używają słowa "wojna" - red.), jakim jest "demilitaryzacja Ukrainy", można uznać za spełniony.
Wojna z Ukrainą. Dla Rosji to "specjalna operacja wojskowa"
Rosja nie nazywa swoich działań przeciwko Ukrainie wojną, lecz "specjalną operacją wojskową" i domaga się od Kijowa "demilitaryzacji i denazyfikacji" kraju, a także uznania zaanektowanego Krymu za rosyjski.
24 lutego Putin wysłał wojska na Ukrainę w odpowiedzi na prośbę przywódców samozwańczych republik Donieckiej i Ługańskiej, które wcześniej Rosja uznała za niepodległe i podpisała z nimi umowy o współpracy i wzajemnej pomocy.
Inwazję rosyjskich wojsk na Ukrainę poprzedziło telewizyjne wystąpienie Putina, w którym poinformował, że podjął decyzję o przeprowadzeniu "specjalnej operacji wojskowej" w celu ochrony osób "cierpiących nadużycia i ludobójstwo przez reżim kijowski".
Putin wywołał największą wojnę w Europie od 1945 r.
Niedawno Putin powiedział, że nie żałuje rozpoczęcia "specoperacji" i traktuje wojnę z Ukrainą jako przełomowy moment, w którym "Rosja w końcu oparła się hegemonii Zachodu po dziesięcioleciach upokorzeń od upadku Związku Radzieckiego".
Atakując Ukrainę, Putin wywołał największy konflikt zbrojny w Europie od momentu zakończenia II wojny światowej i ściągnął na Rosję bezprecedensowe sankcje ze strony Stanów Zjednoczonych, Unii Europejskiej i innych krajów Zachodu.
Czytaj też:
USA dostarczą Ukrainie nową broń. "Putin wpadł w histerię"