Dekret stanowi, że w przypadku śmierci urzędnika wysłanego do obwodów donieckiego, ługańskiego, zaporoskiego i chersońskiego, jego rodzinie przysługuje jednorazowa wypłata w wysokości 5 mln rubli (ok. 298 tys. zł). Ranni mogą liczyć na odszkodowanie w wysokości 3 mln rubli (179 tys. zł).
Mowa o urzędnikach skierowanych do okupowanych regionów Ukrainy, pracownikach organów miejskich, a także pracownikach zajmujących stanowiska we władzach publicznych, które nie są zakwalifikowane jako służba państwowa lub komunalna.
Ponadto odszkodowania należą się osobom, które były bezpośrednio zaangażowane w zapewnienie środków do życia miejscowej ludności oraz odbudowę infrastruktury, w tym wojskowej – informuje "The Moscow Times".
Aneksja części Ukrainy i rosyjskie rządy
Na przełomie września i października Rosja ogłosiła aneksję czterech ukraińskich obwodów – donieckiego, ługańskiego, chersońskiego i zaporoskiego. Wcześniej pod lufami rosyjskich karabinów zorganizowano tam pseudoreferenda, których wyniki zostały z góry ustalone w Moskwie.
Jeszcze przed aneksją części Ukrainy rosyjski niezależny portal Meduza informował, że rosyjscy urzędnicy chętnie chodzą do pracy w regionach okupowanych przez rosyjskie wojsko. Zasadniczo wysyłano tam "karierowiczów", którzy spodziewali się szybkiego awansu. Jednak po udanej kontrofensywie armii ukraińskiej i śmierci kilku członków prorosyjskiej administracji w okupowanych regionach, motywacje urzędników osłabły.
Rosja nie nazywa swoich działań przeciwko Ukrainie wojną, lecz "specjalną operacją wojskową" prowadzoną w celu ochrony ludności rosyjskojęzycznej przed "neonazistowskim rządem" w Kijowie. Moskwa domaga się m.in. "demilitaryzacji" i "denazyfikacji" Ukrainy, a także uznania zaanektowanego w 2014 r. Krymu za rosyjski.
Czytaj też:
Ławrow: Naszym absolutnym priorytetem są cztery nowe regiony