Ostatnio świat żyje wprowadzanymi bezkompromisowo przez prezydenta Donalda Trumpa cłami na produkty importowane do USA. Nie rozumiem zaskoczenia. Od dawna z jego wypowiedzi wynika, że deficyty handlowe z partnerami takimi jak Chiny (czy Unia Europejska) leżą mu na sercu i to w nich upatruje, zresztą słusznie, główną przyczynę słabnięcia potęgi Stanów Zjednoczonych oraz postępującego ubożenia klas średnich w Ameryce. Kontrrewolucja Trumpa to powrót do zdrowego rozsądku, a przecież sama Biblia mówi, że z próżnego i Salomon nie naleje. Jak długo można budować na próżni? A czy czymś innym jest życie na kredyt lub, w przypadku państwa, z deficytu budżetowego? Według badań Banku Światowego przedłużający się dług publiczny powyżej 77 proc. stanowi istotne zagrożenie dla gospodarki kraju, ponieważ jego spłata, wysysając środki z obiegu, odbija się negatywnie na jej możliwościach inwestycyjnych. Dziś amerykański dług publiczny to 124 proc. PKB.
W połowie marca 2025 r., gdy akcje na nowojorskich giełdach odnotowywały paniczne spadki, zapytany o to, czy nie martwi go perspektywa recesji, Trump odwołał się do chińskiego sposobu myślenia. Powiedział: „Moim zamiarem jest zbudować silne państwo. Nie można przejmować się tym, co się dzieje na giełdzie. Jeśli spojrzycie na Chiny, to oni myślą w kategoriach następnych 100 lat. My zaś myślimy kwartałami. Tak dalej być nie może. Trzeba robić to, co jest słuszne”.
Bez rozlewu krwi
Trump ma rację. I chyba jest pierwszym zachodnim politykiem, który w tak rozumny sposób publicznie nawiązał do tego, co stanowi integralną część chińskiej sztuki wojennej. Pewnie jest mu znajoma, bo nieraz robił z Chińczykami interesy. A zarządzanie państwem to interes, czyli biznes. Biznes to inna forma prowadzenia wojny, a Trump jest biznesmenem. Państwa, tak samo jak przedsiębiorstwa, mają swoje potrzeby i cele, które stoją w konkurencji do potrzeb i celów innych suwerenów. Podobnie jak firmy gospodarki krajowe też muszą zarobić na siebie i na swoich „udziałowców”, którymi są obywatele. Nadmierne zadłużenie zagraża ich przetrwaniu i może doprowadzić je do upadłości, jak miało to miejsce już kilkakrotnie. Upadłość zaś łączy się z utratą suwerenności, a więc zaiste jest się o co martwić.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
