Ostatnie dodatkowe napięcia na wystarczająco już zaognionym odcinku Budapeszt – Kijów, w tym wzajemne zarzuty o szpiegostwo, nie dotyczą tylko kwestii węgierskiej mniejszości na Zakarpaciu, na co wskazywałyby nagłówki medialne, choć bez wątpienia sprawa ta należy do zasadniczych kości niezgody między oboma krajami. W rzeczywistości Węgry z różnych powodów blokują procedurę akcesu Ukrainy do Unii Europejskiej, chcąc zabezpieczyć własne interesy. Z kolei rząd w Kijowie, nieskłonny do znaczących ustępstw względem gabinetu Viktora Orbána, znajduje się z nim na kursie bezpośredniej konfrontacji. Zresztą węgierski premier w połowie maja podjął działania informacyjno-propagandowe przypominające początek kampanii pod przyszłoroczne wybory parlamentarne, atakując na tym gruncie opozycję, zarzucając jej współpracę z zagranicą przy możliwym udziale w tym procederze także ukraińskiej administracji wojskowej. Jakkolwiek skończy się ten kryzys, a rozwinie sama kampania wyborcza, w atmosferze wzmożonego napięcia z Kijowem, Viktor Orbán dostał doskonały pretekst do zaostrzenia prawa regulującego zagraniczne wpływy na Węgrzech w postaci zakazu zagranicznego finansowania NGOsów.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.