Polski medyk pola walki Damian Duda opowiadał na kanale Piotra Zychowicza "Historia realna" jak z jego perspektywy wygląda wojna na Ukrainie. Straszliwe obrażenia, drony ścigające ludzi, zbrodnie wojenne na ukraińskich jeńcach, to tylko niektóre elementy z którymi się styka bądź, o których wie od żołnierzy.
Donbas. Relacja polskiego ratownika medycznego
Duda jest wolontariuszem na Ukrainie od 2014 roku. Obecnie przebywa w Donbasie, gdzie – przypomnijmy – od dłuższego czasu toczą się najcięższe walki. Polski ratownik pracuje w podziemnym szpitalu, do którego trafiają ranni bezpośrednio z linii walk.
– Z góry mamy do czynienia z niezmienionym krajobrazem. Można powiedzieć, że obecnie Ukraińcy, jak i Rosjanie, są mistrzami fortyfikacji. Nauczyli się w jaki sposób je budować, by przez dłuższy czas nie były one spalone. Przez dłuższy czas, dlatego że nie ma możliwości, by przy intensywnym zbieraniu danych wywiadowczych nie ma możliwości, by przeciwnik w końcu się nie zorientował. Przestrzeń powietrzna jest nasycona dronami z obu stron – powiedział Polak. – Natomiast jeśli tak będzie, to jest przygotowane miejsce, gdzie cała infrastruktura zostanie przeniesiona – dodał.
Okropieństwo wojny na Ukrainie
Damian Duda publikuje na X materiały pokazujące obrażenia ludzi odniesione na froncie. Jak powiedział to materiały w wersji mocno okrojonej ze względu na algorytmy. W programie opowiedział, jak straszliwie wygląda prawdziwa wojna i jak ciężkie są warunki ewakuacji rannych. – Z reguły są to obrażenia zarobaczone, zaropiałe – powiedział. Wynika to z faktu, że ze względu na ostrzały i drony, mijają minimum dwa dni zanim ekipa ratownicza lub inni wojskowi dostarczą rannego do szpitala. Zdarza się, że do potrzebującego dociera się jeszcze dłużej, jeżeli ogień przeciwnika nie ustaje.
Ratownik powiedział, że ranni trafiają do szpitala w różnym stanie. Jest mnóstwo urazów ciśnieniowych (m.in. całkowita bądź częściowa utrata słuchu, bardzo silna migrena, problemy z błędnikiem). Ponadto oczywiście lekkie, średnie i ciężkie obrażenia ciała. W tym konkretnym szpitalu obrażenia ciężkie to „jedynie” ok. 10 proc., ale wynika to z faktu, że wielu rannych z takimi obrażeniami nie zdąży trafić do szpitala. Jeśli żołnierz jest już w szpitalu, jest olbrzymia szansa na uratowanie życia, ponieważ placówka jest bardzo dobrze wyposażona.
Polowania dronów. Skomplikowana wymiana na pozycjach
Duda powiedział, że obecnie w regionie walk kiedy następuje wymiana pozycji żołnierzy, średni czas przejścia pieszo kilometra to 12, 15 godzin. Dlatego, że kiedy zostaje się namierzonym przez drony, rozpoczyna się polowanie i trzeba się nieustannie kryć, próbując jednocześnie powoli przemieszczać w wyznaczonym kierunku. – Bardzo często to jest przemieszczanie się od dziury do dziury. Z tego powodu czas przebywania żołnierzy na pozycjach przeciąga się do dwóch tygodni, bywa, że i miesiąc. Kiedyś czas przebywania na gorących odcinkach to był tydzień, czasem dwa tygodnie – powiedział. – Samo przemieszczanie ludzi pomiędzy pozycjami to teraz niesamowicie skomplikowana operacja – dodał.
Polski wolontariusz potwierdził, że na polu walki już nie artyleria, lecz drony zadają najwięcej strat ludzkich. Artyleria jest na drugim miejscu, a konkurują z nią miny. W szpitalu odbywa się z tego powodu dużo amputacji kończyn. Jeśli zaraz po zranieniu kończyny żołnierz zdoła nałożyć sobie opaskę uciskową, wówczas szanse na uratowanie życia i kończyny bardzo rosną.
Duda powiedział, że ratownicy pola walki nie używają oznaczeń medycznych, ponieważ strona rosyjska i tak bierze ich na cel.
Polecamy Państwu „DO RZECZY+”
Na naszych stałych Czytelników czekają: wydania tygodnika, miesięcznika, dodatkowe artykuły i nasze programy.
Zapraszamy do wypróbowania w promocji.
