„Tsunami bzdur” Leszek Żebrowski, „DRz” 17/2021
Z dużym zainteresowaniem czytałem różne teksty zamieszczone w numerze 17/2021 Waszego Tygodnika. Choćby artykuł o potrzebie poważnej polityki Polski wobec Rosji, analizę możliwych przyznań Oscarów, uwagi o Gustawie Holoubku, o „Folwarku zwierzęcym” Orwella, czy o Konstytucji 3 maja 1791 r.
Odrębne miejsce pozostawiłem tekstowi „Tsunami bzdur” o kolejnych przeinaczeniach w sprawie prześladowań Żydów w Polsce. Jestem na tę tematykę szczególnie wyczulony z uwagi na fakt, że cztery osoby z rodziny mego ojca zostały rozstrzelane przez Niemców za ukrywanie Żydów w Wierzbicy k. Miechowa. Jak piszą autorzy Władysław Bartoszewski i Zofia Lewinówna w książce „Ten jest z ojczyzny mojej. Polacy z pomocą Żydom 1939– 1945”: „Prześladowani kryli się w lasach, w zagrodach chłopskich. W listopadzie 1942 roku, gdy zaczęły się chłody, rodzice Bronisława postanowili przyjąć do siebie na przezimowanie rodzinę Wandersmanów. Pochodzili oni z tej samej wsi. W styczniu 1943 r. zięć Wandersmanów, Naftul, nie wytrzymał nerwowo i wyszedł na wieś. Nieszczęśliwie natknął się na obławę zrobioną przez niemieckich żandarmów. Został schwytany. Bronisław dowiedział się o tym następnego dnia rano.
Powiadomił rodziców. Uradzono więc, że przechowywani ulotnią się następnej nocy. Tak się też stało. Nie udało im się jednak przejść przez pierścienie obław. Żona Naftula została zastrzelona, reszta rodziny zamordowana kilka dni później w Miechowie. W rodzinie Kucharskich trwał stan pogotowia. Byli gotowi do ucieczki, czuwali na zmianę. Spokojnie minął tydzień. Starzy Kucharscy trochę się uspokoili. 29 stycznia był dniem tragedii wsi Wierzbica i rodziny Kucharskich. Było to w piątek rano. Żandarmi przyjechali dużą grupą ze schwytanym Naftulem. Ten poprowadził ich najpierw do zagrody Książków. Znaleziono tam ukrytych w słomie dwóch Żydów. Rozstrzelano ich na miejscu wraz z całą rodziną Książków. Następną ofiarą był Nowak. Rozstrzelano go wraz z 5-letnią córeczką i wyciągniętym z kryjówki w stajni Żydem. Później żandarmi z gromadą spędzonych siłą mieszkańców Wierzbicy otoczyli chałupkę Kucharskich. Naftul zeznał, że tu się ukrywał z rodziną, pokazał przepierzenie w szopie”.
O takich sytuacjach niewiele się mówiło i mówi, prawdopodobnie dlatego, że wydał jeden z ukrywających się. Nie oceniam, przytaczam fakty. I proszę Redakcję, aby starać się takie dłuższe teksty dzielić na krótsze, a podejmować ten problem częściej. Aby polski odbiorca potrafił znajdować swój punkt widzenia, oddzielić prawdę od prób pomówień.
Polska w odbiorze tych, którzy przeżyli Holokaust i ich krewnych na Zachodzie, to taki zbiorowy grób. To musimy uznać i uszanować. Ale nie możemy godzić się na przekłamywanie wysiłku Polski podziemnej. To nie Polska, a Niemcy wywołały drugą wojnę światową. To w Polsce za podanie kromki chleba żydowskiemu dziecku groziła śmierć, często na miejscu, dużo bardziej restrykcyjnie niż na zachodzie Europy.
Warto też mieć na uwadze jeszcze jedną konsekwencję takich fałszywych narracji. Te akcje przeinaczeń rodzą kontrreakcję, postawy nazywane skrajnym nacjonalizmem. One często wynikają z bezradności, która rodzi bunt. Chyba że jest to kolejny cel takich językowych prowokacji. To sytuacje nie do przyjęcia. Z poważaniem Wojciech Książek
Wyjaśnienie
W artykule „Są symptomy oczyszczania się Kościoła” („Do Rzeczy” nr 19/424 10–16 maja 2021 r., s. 34–35) napisałem, że karną kwotę na rzecz Fundacji św. Józefa za kard. Henryka Gulbinowicza „przekazała diecezja wrocławska, która jest spadkobiercą kardynała”. Zwrócono mi uwagę, że to nieścisła informacja, warto zatem zauważyć takie doprecyzowanie. Dodam jednak, że nie jest to sprawa istotna dla opublikowanego tekstu, w którym wskazuję na symptomy zwiększonej odpowiedzialności moralnej w Kościele wobec nadużyć seksualnych. Przykładem tego był tajemniczy – jak się okazuje – przelew „za kardynała Gulbinowicza”, do którego, jak się zdaje, nie przyznaje się też rodzina kardynała. Ktoś w Kościele uznał, że jednak wyroki papieża należy wypełniać.
Tomasz Rowiński