Nie ma co ukrywać, że Donald Trump przywraca – po ideologicznie zaślepionej prezydenturze Baracka Obamy – normalność. I nie chodzi tylko o przywrócenie miejsca religii w przestrzeni publicznej Stanów Zjednoczonych ani pozbawienie funduszy federalnych Planned Parenthood, lecz także o robienie porządków w amerykańskiej armii, która stała się polem ideologicznych eksperymentów – co, nie ma najmniejszych wątpliwości, nie służy ani bezpieczeństwu, ani powadze wojska – będących jedynie próbą wymuszania cywilizacyjnych zmian w Stanach Zjednoczonych. W 2016 r. Barack Obama podjął decyzję o otwarciu armii na osoby transseksualne, a także nakazał Pentagonowi refundowanie operacji zmiany płci żołnierzom, którzy będą się tego domagać. Później przyszły kolejne decyzje, choćby dotyczące otwarcia kobiecych łazienek i pryszniców dla tych ze służących w armii biologicznych mężczyzn, którzy uważają się za kobiety. Ideologiczni szaleńcy nie brali, co ciekawe, pod uwagę protestów kobiet, które uważały to za naruszenie swoich praw, ale siłowo wymuszali przyjmowanie kolejnych decyzji. Teraz nadeszła pora na odrzucenie tych zmian. Donald Trump bowiem zapowiedział przywrócenie wcześniejszych zasad dotyczących transseksualistów w armii. A to, w największym skrócie, oznacza, że nie będą oni mogli służyć w amerykańskich formacjach wojskowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.