Nie spodziewamy się diagnozy: nowotwór. Jak sobie z nią poradzić?
Lęk przed nowotworem jest zakorzeniony w naszej psychice. Nierzadko informacje na temat chorób onkologicznych czerpiemy z przekazów medialnych, internetu, doświadczeń osób bliskich i nie weryfikujemy swojej wiedzy. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak bardzo medycyna w ostatnich latach poszła do przodu. Wiele nowotworów, które kiedyś były nie do wyleczenia, dziś jest wyleczalnych lub są leki, które pozwalają żyć z chorobą przez wiele lat. Pojawiają się wciąż nowe terapie.
Pierwszą reakcją jest jednak poczucie, że nie damy sobie rady…
Nie znam osób, które by się nie bały. Diagnoza choroby to poważne wyzwanie. Każdy człowiek, zanim zachorował, miał swój świat, pełen obowiązków i zobowiązań. On nie znika wraz z chorobą. Przede wszystkim trzeba jednak zadbać o leczenie, poszukać dobrego ośrodka onkologicznego. Zaufać lekarzowi.
Co decyduje o tym, że niektórzy ludzie radzą sobie lepiej od innych?
W swojej pracy spotykam ludzi, którzy w różny sposób podchodzą do choroby i terapii. Jedni dosyć szybko odnajdują siły do podjęcia leczenia i widzą w tym sens, nie myślą na zapas. Skupiają się na tym, na co mają wpływ. Inni szukają winnych swojej sytuacji, są obrażeni na świat, Boga, ludzi, szukają pomocy u znachorów. Jeszcze inni się poddają, nie widząc sensu w leczeniu, a jeżeli już się leczą, to nie dla siebie, ale dla rodziny.
Badania wskazują na ogromne znaczenie podejścia człowieka do leczenia. Im więcej mamy zaangażowania i poczucia sensu w tym, co robimy, tym lepiej się czujemy i mamy lepszą jakość życia.
To znaczy, że nasze samopoczucie wpływa na efekty leczenia. Warto więc patrzeć pozytywnie?
Swoich pacjentów uczę zdrowego myślenia, opartego z jednej strony na nadziei – bo warto ją mieć, a z drugiej – na racjonalności. Nie wiemy, co nas spotka. Starajmy się jednak zrobić wszystko, byśmy byli jak najlepiej leczeni.
Ale bywa też tak, że wydaje się, że wszystko wali się na głowę: nie dość, że słyszymy diagnozę choroby, to rozpada się nasze małżeństwo, związek. Co wtedy?
Zdarza się, że choroba wyciąga na światło dzienne deficyty w związku, relacjach rodzinnych czy społecznych. Niekiedy współmałżonek okazuje się niedojrzały i ucieka przed konfrontacją z chorobą osoby bliskiej w pracę, romans. Tak bywa. Nie należy jednak popadać w rozpacz, a wręcz przeciwnie – próbować te problemy rozwiązać, szukać pomocy.
Bywa jednak też tak, że choroba uświadamia, jak piękne jest życie, jak ważni są dla nas inni ludzie.
To prawda. Choroba powoduje, że się zatrzymujemy. Niektóre kobiety zauważają, że od czasu choroby „więcej rozmawiamy, mąż się zmienił”, „zobaczyłam, że mam prawo zadbać o siebie, poprosić innych o pomoc”, „stałam się bardziej asertywna”. Inni mówią: „Mogę żyć bez pracy po nocach i wcale nie jestem biedniejszy”. Często zaczynamy doceniać to, co mamy. Od wielu osób dostaję kartki z pozdrowieniami z wakacji. Tłumaczą, że: „Od czasu, gdy zachorowałam, jesteśmy co najmniej dwa razy w roku na wakacjach. Wcześniej to było niemożliwe”.
Kiedy potrzebujemy wsparcia psychologicznego?
Większość z nas potrzebuje wsparcia. Dobre słowo, wiara w nasze działania, szczera rozmowa – to wszystko może bardzo pomóc. Pomocy w takiej formie może udzielić każdy człowiek, pod warunkiem że nie narzuca swojego zdania, potrafi słuchać i nie ucieka od trudnych tematów. Są jednak sytuacje, kiedy warto skorzystać z pomocy psychoonkologa czy nawet psychiatry. Warto pamiętać również o fundacjach dla osób chorych, dzięki którym można uzyskać rzetelną wiedzę na temat choroby, pomoc i dostęp do poradników na ten temat.
Gdzie szukać pomocy
Istnieje wiele organizacji pacjenckich, zarówno ogólnopolskich, jak i lokalnych, z którymi warto się skontaktować, aby uzyskać wsparcie.
Informacje można uzyskać m.in.
w Biurze Rzecznika Praw Pacjenta
– bezpłatny numer: 800 190 590
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.