AGNIESZKA NIEWIŃSKA: Sejm przyjął konwencję o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet. Środowiska lewicowe się cieszą, bo twierdzą, że będzie jej mniej. To prawda?
DR JOANNA BANASIUK: Konwencja nie wyeliminuje przemocy wobec kobiet. Może wręcz doprowadzić do jej eskalacji, ponieważ upatruje źródeł przemocy nie tam, gdzie należy. Twierdzi, że kobiety są bite, bo są kobietami i podejmują się pełnienia kobiecych ról. Policyjne statystyki pokazują jednak, że najczęstszą przyczyną przemocy wobec kobiet jest alkohol. Do tego dochodzą między innymi brutalność w mediach czy seksualizacja wizerunku kobiety i jej przedmiotowe traktowanie oraz rozpad trwałych struktur społecznych.
Okazuje się, że w krajach, które pojmują przemoc w sposób genderowy, czyli tak, jak proponuje to konwencja, kobiety doświadczają przemocy dużo częściej niż w Polsce. Na przykład w Szwecji, Finlandii, Dani nawet 2,5–3 razy częściej niż u nas. Tymczasem Polski system antyprzemocowy funkcjonuje najlepiej w Europie. Dowodem na to są wyniki badań unijnej Agencji Praw Podstawowych. Uznała ona, że Polska jest krajem o najniższym wskaźniku przemocy wobec kobiet w Europie. Jednocześnie, w świetle tych badań, Polki zgłaszają akty przemocy na policję. Natomiast w krajach, w których operuje się genderowym, konwencyjnym rozumieniem przemocy, policja stosunkowo rzadko dowiaduje się o przemocy doświadczanej przez kobiety.
Może jednak brakuje nam jakichś konkretnych przepisów, które konwencja proponuje?
Instrumentarium prawne zawarte w konwencji już mamy w polskim prawie. Na to są przecież bezsprzeczne dowody. Nawet w biuletynie RPO z 2013 r. jasno jest napisane, że polskie prawo, jeśli chodzi o ochronę cywilnoprawną, aktualnie „spełnia główne cele i założenia konwencji”. Jeżeli chodzi o prawo karne, to mieliśmy rozbieżność w trybie ścigania przestępstwa zgwałcenia. Jednak w styczniu ubiegłego roku Kodeks karny został znowelizowany i prawo karne spełnia wymagania konwencyjne.
Skoro nie o kwestie prawne, to o co w tym dokumencie chodzi?
To manifest ideologiczny. Pod szczytnym tytułem wprowadza on tylnymi drzwiami genderową ideologię. Nakazuje wykorzenianie tradycji i promowanie zmian społecznych oraz kulturowych wzorców zachowań kobiet i mężczyzn.
Gdzie ma się odbywać to promowanie?
Miedzy innymi w szkołach. Artykuł 14 konwencji nakazuje czynić to na wszystkich szczeblach edukacji formalnej i nieformalnej, także w ramach działalności sportowej, kulturalnej czy rekreacyjnej. Konwencja z tego obowiązku nie wyłącza nawet szkół prywatnych czy katolickich. Dołączony do konwencji raport wyjaśniający wskazuje, jakie genderowe treści mają być przekazywane dzieciom na kolejnych etapach edukacji. De facto to nakaz genderowego indoktrynowania dzieci. Boli to, że wykorzystuje się z premedytacją patologie życia społecznego, nieszczęście i cierpienie kobiet, żeby odgórnie narzucać realizację ideologicznych postulatów.
rozmawiała Agnieszka Niewińska
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.