PiS szuka wyjścia

PiS szuka wyjścia

Dodano: 
Prezes PiS Jarosław Kaczyński
Prezes PiS Jarosław Kaczyński Źródło: PAP / Marcin Obara
16 listopada, dzień 259. Wpis nr 248 | 4 listopada Sejm przerwał sesję w toku, w dodatku z bardzo ważnymi projektami w porządku obrad. Oficjalnym powodem odłożenia prac o dwa tygodnie był gwałtowny rozwój pandemii oraz choroby wielu pracowników Sejmu. Niedawno rządząca koalicja krytykowała opozycję za próbę przeniesienia obrad o jeden dzień. Dziś dwa tygodnie przerwy świadczą, że są poważne powody i to inne niż oficjalne.

PiS się musi przegrupować w kliku ważnych kwestiach, by nie prać własnych brudów publicznie. Bo w kwestii zapalnej, czyli nowelizacji ustawy aborcyjnej mamy kryzys i to wewnątrz partii rządzącej. Chodzi o to, że prezydent Duda zaproponował kompromisowe wyjście po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego. Bo skoro Trybunał orzekł oczywistość o niezgodności ustawy aborcyjnej z Konstytucją to klasa polityczna ma przed sobą kilka wyjść: jedno z nich to sprawę „zamrozić” (stąd te kombinacje z niepublikowaniem orzeczenia), albo wziąć byka za rogi i zaproponować jakąś formę kompromisu. A więc propozycja prezydenta próbuje znaleźć ten kompromis w ten sposób, że wychodzi naprzeciw oczekiwaniom prolifersów (nie abortujemy dzieci z podejrzeniem zespołu Downa), za to dla większości zwolenników kompromisu z 1993 roku zaproponowano, że tzw. letalni będą mogli być abortowani.

Kłopot z tym, że taki kompromis może… nikomu nie odpowiadać. Bo mamy głównie zwolenników utrzymania kompromisu z 1993 roku, dla których propozycja prezydenta jest zbyt daleko idącym ograniczeniem, z drugiej strony mamy lewicowych ultrasów z postulatami – aborcja na życzenie, dla których nawet „stary” kompromis to już przeżytek, co dopiero propozycja Andrzeja Dudy. W dodatku w samym PiS-ie jest sporo przeciwników przedłożenia prezydenta, jako zbyt liberalnej. W ten sposób wejście pod obrady propozycji Pałacu mogłoby spowodować nie tylko publiczne grillowanie PiS-u w wykonaniu opozycji, ale stać się żenującym pokazem wewnętrznych pęknięć w obozie władzy i utratą (w tej sprawie) większości. A na to PiS nie może sobie obecnie pozwolić. A więc przez te dwa tygodnie władza szuka porozumienia we własnym łonie. Ale w międzyczasie inne rzeczy nie dają na siebie przecież czekać.

Kolejne pęknięcie rysuje się po Marszu Niepodległości. Premier zapowiedział śledztwo w sprawie adekwatności poczynań policji, ale wydaje się, że chodzi o to jak jest ona i przez kogo kontrolowana. Mieliśmy bowiem do czynienia z policyjnym spieszeniem Marszu w formie przejazdu kolumny oraz ewidentnymi prowokacjami ze strony nieumundurowanych funkcjonariuszy, którzy wyraźnie eskalowali Marsz w kierunku rozróby (oczywiście nie bez udziału ochotnych zadymiarzy-amatorów). I pytanie jest wtedy jedno – czy to zrobiła policja, bo tak sobie wedle własnych rachub weszła (po 5 latach?) znowu w buty Tuskowych prowokacji wobec Marszu, czy była to skrupulatna realizacja woli politycznej mocodawców? A może tam nie ma żadnego pęknięcia, tylko wezwanie do śledztwa jest jedynie propagandowym gestem, który potwierdzi, że wszystko było ok, a pałowanie i strzelanie do mało winnych tylko wypadkiem przy pracy.

Ale jest jeszcze trzeci element, który wyskoczył w przerwie sesji, a dodał jeszcze dynamiki trendom odśrodkowym. Chodzi o weto Polski wobec uzależnienia podziału środków z Funduszu Odbudowy i budżetu Unii od kryteriów praworządności. Przypomnę, że premier po lipcowych negocjacjach stwierdził, że wynegocjowano brak takiego powiązania. Dziś się okazuje, że Unia chce inaczej i doszło do kryzysu wewnątrz Unii, ale i w obozie władzy. Minister Ziobro wrócił do tematu, że w lipcu obiecał, iż będzie sprawdzał premiera z tej deklaracji i obecnie zażądał weta Polski od premiera, skoro posunięcia Unii w tym względzie były wiarołomstwem i działaniem pozatraktatowym. Były z tego powodu spore napięcia wewnątrz koalicji Zjednoczonej Prawicy, ale w końcu możliwość weta została zadeklarowana przez Polskę i Węgry, choć większość krajów Unii przyjęła sporne rozporządzenie. Niemniej ten wewnętrzny kryzys wydaje się być zażegnany. Zapewne jednak nie na długo, choć teraz należy się spodziewać zewnętrznych i wewnętrznych ataków na deklarację rządu, co powinno zjednoczyć de facto obóz władzy. Skoro zewsząd strzelają, nie czas na swary w oblężonej twierdzy.

Jest jeszcze jedna duża niepewność przed rządem – wynik wyborów w USA. Tam się będzie jeszcze z tego powodu kotłowało na zasadzie plemiennej wojny amerykańsko-amerykańskiej. Rząd będzie czekał na wypełnienie się tamtejszych wszelkich formalności, bo wynik jest mocno zbliżony a strony zdeterminowane. Jednak scenariusz zwycięstwa Bidena jest dla PiS-u niekorzystny. Straciliśmy bowiem Trumpa, jako element równoważący niemiecką hegemonię na naszym kontynencie. Ba – Niemcy zdeklarowały chęć zacieśnienia współpracy z USA, w roli strażnika amerykańskich interesów w Europie. To dla nas, a zwłaszcza dla PiS-u, zła wiadomość. Cała nasza strategia, łącznie z Trójmorzem, była ostatnio oparta na sojuszu z Ameryką, która chciała balansować na Starym Kontynencie, tak by uniknąć dominacji niemieckiej. Jeśli pod Bidenem Amerykanom zmienią się tu priorytety to możemy wylądować w strefie wpływów niemieckich w dodatku pod amerykańskim protektoratem, a więc w razie czego nie będzie do kogo pójść. W dodatku w kwestiach klimatycznych utracimy możnego poplecznika, bo bidenowcy są ostro proklimatyczni, o kwestiach praworządności i LGBT to też nie ma co mówić. Nie wiem, czy w tej kwestii w odniesieniu do wydarzeń, na które nie mamy żadnego wpływu, a które będą nas głęboko dotykały jest w PiS-ie jakaś dyskusja i frakcje. Myślę, że na razie jest pragmatyczne zalecenie by czekać, które wydaje się rozsądne, skoro w kwestiach polityki międzynarodowej stopniowo i tak pozbyliśmy się sprawstwa. Dziś możemy jedynie popatrzeć.

A więc te dwa tygodnie, które dała sobie władza na ruchy koncyliacyjne minęły, w międzyczasie przybyło jeszcze kilka elementów odśrodkowych i zobaczymy, czy te czternaście dni dane sobie na przegrupowanie zostało dobrze wykorzystane. Jednak obawiam się, że powoli są to działania coraz bardziej reaktywne, czyli od minięcia jednego kryzysu do drugiego.

Jeśli się zacznie odłożona sesja Sejmu, to zobaczymy jak przez ten czas władza pracowała sama ze sobą po to by utrzymać integralność swojego politycznego zaplecza. Jak tu jeszcze uciułać czas by zajmować się krajem…

Jerzy Karwelis

Więcej wpisów na blogu Dziennik zarazy.

Źródło: dziennikzarazy.pl
Czytaj także