W nocy Pentagon poinformował, że rakiety które spadły na bazę lotniczą okolicach syryjskiego miasta Homs. Pociski zostały wystrzelone o godzinie 4.40 czasu lokalnego w Syrii, z amerykańskich okrętów stacjonujących na wschodzie Morza Śródziemnego. Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka poinformowało dzisiaj rano, że nalot zupełnie zniszczył bazę wojskową. Chociaż władze nie potwierdzają tych informacji, nieoficjalnie mówi się o czterech ofiarach śmiertelnych ataku.
We wtorkowym ataku z użyciem broni chemicznej, zginęło 86 osób, a ponad 150 jest rannych. Do ataku chemicznego, doszło w syryjskiej w prowincji Idlib w mieście Chan Szajchun. Wśród zabitych jest co 30 dzieci.
Czytaj też:
Odwet za atak chemiczny. USA zaatakowały bazę lotniczą w Syrii
W ocenie MSZ, decyzja prezydenta USA Donalda Trumpa była "silnym i wyraźnym sygnałem, że dalsze rozprzestrzenianie i użycie broni chemicznej, w tym przeciwko bezbronnej ludności cywilnej w Syrii, nie będzie tolerowane".„Apelujemy do stron konfliktu o powstrzymanie się od działań, które prowadzić będą do dalszej eskalacji napięć i wzywamy do kontynuowania rozmów pod egidą ONZ prowadzących do rozwiązania konfliktu za pomocą środków politycznych. Tylko wspólne działania społeczności międzynarodowej na płaszczyźnie politycznej oraz w ramach Globalnej Koalicji do walki z Da’esh mogą doprowadzić do trwałego pokoju i stabilności w regionie” – czytamy w komunikacie MSZ.