Szef węgierskiego rządu zaznaczył również, że zwycięstwo opozycji oznaczałoby wciągnięcie Węgier w zbrojny konflikt.
– Nasze stanowisko jest całkowicie jasne: to wojna ukraińsko-rosyjska. To nie jest nasza wojna. To wojna między dwoma narodami – powiedział Orbán dodając, że "nasze serca, naturalnie, są z tymi, którzy są atakowani".
– Nikt nie może nas prosić, abyśmy wysłali naszych żołnierzy na wojnę, która nie ma z nami nic wspólnego – stwierdził polityk. Jego zdaniem przesyłanie broni lub zaopatrzenia na Ukrainę przez terytorium jego kraju niechybnie doprowadziłaby do ataków na transporty na Wegrzech lub na Zakarpaciu w zachodniej Ukrainie.
Premier ocenił również, że gdyby wybory wygrał obóz narodowy, "mielibyśmy szansę na pokój", a w przypadku zwycięstwa opozycji pojawiłoby się ryzyko wciągnięcia Węgier w wojnę.
Wybory parlamentarne na Wegrzech odbędą się w najbliższą niedzielę 3 kwietnia. Kierowany przez Viktora Orbána Fidesz utrzymuje w sondażach przewagę ok. 3 pkt. proc. nad zjednoczoną opozycją. Jego bezpośrednim rywalem w walce o fotel premiera jest burmistrz Hódmezővásárhely, Péter Márki-Zay.
Węgry w ogniu krytyki
Węgry są ostatnio krytykowane przez część krajów, ponieważ nie chcą się zgodzić na zaostrzenie sankcji wobec Rosji w postaci wprowadzenia unijnego embarga na rosyjską ropę i gaz. UE potrzebuje do tego jednomyślności. Przeciw są również Niemcy i kanclerz Olaf Scholz.
Sceptycyzmu wobec polityki Węgier nie kryje polskie MSZ. Wiceszef resortu Marcin Przydacz otwarcie krytykuje premiera Orbana.
– Viktor Orban popełnia błąd realizując taką politykę wobec Ukrainy i Rosji. Uważam, że to jest polityka krótkowzroczna, warunkowana pewnie wewnętrznymi kwestiami także kampanijnymi – mówił.
Czytaj też:
PiS odcina się od Orbana? "Dowiedzieli się czegoś od Amerykanów"Czytaj też:
Orban o Zełenskim: Jest aktorem. Nie widzę w tym nic specjalnego