Rosja zapowiedziała, że spróbuje odzyskać szczątki amerykańskiego wojskowego drona obserwacyjnego, który wpadł do Morza Czarnego po incydencie z udziałem rosyjskich myśliwców. Taką informację przekazał w środę sekretarz Rady Bezpieczeństwa Kremla Nikołaj Patruszew w rozmowie z państwową stacją telewizyjną Rossija 1.
– Nie wiem, czy będziemy w stanie go odzyskać, czy nie, ale trzeba to zrobić. I na pewno będziemy nad tym pracować. Mam nadzieję, że oczywiście pomyślnie – powiedział Patruszew.
Rosja odcina się od odpowiedzialności za incydent. W komentarzu do czarnomorskiego incydentu rzecznik Kremla Dmitroj Pieskow stwierdził, że stosunki z USA osiągnęły "najniższy punkt” oraz są "w opłakanym stanie". Przy okazji Moskwa oskarżyła Waszyngton o "bezpośredni udział” w wojnie na Ukrainie.
– Po drugie, co do drona – Amerykanie cały czas powtarzają, że nie biorą udziału w operacjach wojskowych. To jest najnowsze potwierdzenie, że biorą bezpośredni udział w tych działaniach – w wojnie – powiedział Patruszew.
Incydent nad Morzem Czarnym
We wtorek rano rosyjski myśliwiec Su-27 uderzył w amerykańskiego drona obserwacyjnego "Reaper", doprowadzając do rozbicia się maszyny. Wojsko USA potwierdziło, że doszło do incydentu, który uznano za "niebezpieczny".
– Nasza maszyna MQ-9 wykonywała rutynowe operacje w międzynarodowej przestrzeni powietrznej, kiedy został przechwycona i trafiona przez rosyjski samolot. Spowodowało to katastrofę i całkowitą utratę MQ-9 – skomentował sytuację dowódca sił powietrznych USA w Europie gen. James Hecker.
We wtorek popołudniu rzecznik Departamentu Stanu USA poinformował, że związku z katastrofą drona nad Morzem Czarnym USA wzywają ambasadora Rosji Anatolija Antonowa.
Czytaj też:
Strącenie amerykańskiego drona. Pieskow zabiera głosCzytaj też:
"Nie chcemy konfrontacji z USA". Ważny sygnał z Moskwy?