Obniżenie ich w tym samym czasie, gdy w Polsce rzekomy trumpista, czyli „trumpista” Mateusz Morawiecki, w pocie czoła raz za razem je podnosił. To znaczy jedne – jak PIT – nieco obniżał, wszelako inne – jak podatek zdrowotny czy akcyzę – ogromnie podnosił, a do tego jeszcze inne – tzw. opłatę mocową, podatek cukrowy, podatek od deszczówki itd. – do naszego coraz bardziej rozbuchanego systemu podatkowego dorzucał, windując poziom polskiego fiskalizmu.
Amerykanom w spadku po trumpiście Trumpie pozostały więc niższe podatki, a nam po „trumpiście” Morawieckim – wyższe; i to o ileż wyższe! Dość wspomnieć, że wydatki publiczne Polski, czyli wydatki opłacane z pieniędzy zabieranych wcześniej podatnikom, podskoczyły w Polsce już aż do 48,9 proc. PKB i wyższe w UE notują jedynie Francja, Finlandia, Belgia, Austria, Włochy oraz Chorwacja.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.