Unijni ministrowie ds. energii spotkali się w poniedziałek w Brukseli, aby uzgodnić pułap cen gazu jako środek nadzwyczajny w obliczu kryzysu energetycznego wywołanego rosyjską inwazją na Ukrainę. Ostatecznie zapadłą decyzja o wprowadzeniu maksymalnej ceny gazu w wysokości 180 euro za megawatogodzinę.
O takie rozwiązanie usilnie zabiegała Polska, która wraz z Włochami, Grecją i Bułgarią zbudowała wystarczająco silną koalicję, która zdołała przełamać opór Niemiec, które zdecydowanie sprzeciwiały się takiemu rozwiązaniu.
Krytyka Polski
Tymczasem ekonomistka Helen Thompson na łamach portalu "Die Zeit" przekonuje, że wprowadzenie unijnego limitu cen gazu to "obosieczny instrument", który w niedalekiej przyszłości może utrudnić import gazu do państw UE.
Zdaniem Thompson, Niemcy, które do niemal do samego końca sprzeciwiały się wprowadzeniu limitu, lepiej rozumieją mechanizmy, jakimi rządzi się globalny rynek gazu.
– Niemiecki rząd zrozumiał, że podczas tej zimy Europa nie tkwi jeszcze w kryzysie gazowym, ponieważ była w stanie zapłacić za gaz o wiele więcej niż kraje azjatyckie (...) Limit gazu jest więc bardzo obosiecznym instrumentem, ponieważ wysokie ceny służyły w tym roku europejskim interesom. Europa może je zapłacić, Sri Lanka i Bangladesz nie mogą – powiedziała ekonomistka z Cambridge.
Ekspertka stwierdziła, że nie wie, "co polski rząd miał na myśli" proponując wprowadzenie limitu, ponieważ nie była obecna przy negocjacjach, ale zakłada, że celem przyjęcia tego rozwiązania było uderzenie w Rosję.
– W interesie takiego kraju jak Niemcy, który posiada duże firmy przemysłowe z dużym zużyciem gazu, jest zrozumienie zasad globalnego rynku gazowego – powiedziała.
Jej zdaniem, to, czy w przyszłym roku UE będzie miała problemu z importem gazu, będzie zależało od pogody i popytu na rynkach azjatyckich.
Czytaj też:
UE uzgodniła limit cen gazu. "Koalicja z udziałem Polski przełamała opór Niemiec"Czytaj też:
Unijne porozumienie. Premier: Koniec możliwości manipulacji rynkiem przez Rosję