Z danych przedstawionych przez resort wynika, że jednym z głównych skutków wprowadzenia programu był znaczący spadek wysokości opłat ponoszonych przez rodziców. Przed zmianami za opiekę w żłobu trzeba było płacić średnio kilkaset złotych miesięcznie, a w skrajnych przypadkach nawet ok. 1500 złotych. "Aktywny rodzic" doprowadził do tego, że w zdecydowanej większości gmin w Polsce dopłata do pobytu dziecka w placówce wynosi ok. 100 złotych. Co ciekawe, tylko w dwóch powiatach w kraju – kraśnickim i janowskim, położonych w województwie lubelskim – rodzice wciąż muszą dopłacać 600-700 złotych za opiekę nad dzieckiem.
– Widać, że sytuacja na rynku stabilizuje się. Rynek zareagował z korzyścią dla rodziców. Mamy przypadki, gdy świadczenie nie pokrywa całości opłat, ale nasze mapy wskazują, że kwota ponoszona przez rodziców jest dużo niższa niż wcześniej. Dziś 97 proc. opieki wczesnodziecięcej publicznej jest darmowa, tj. pokrywa ją świadczenie, 65 proc. jeśli chodzi o cały system żłobków publicznych i prywatnych – powiedział w rozmowie z money.pl jeden z urzędników MRPiPS.
Problemy z płatnościami
Program nie uniknął jednak i poważnych błędów. Jednym z większych są opóźnienia w transferach świadczeń. Nie wszyscy rodzice, którzy w terminie złożyli wniosek otrzymali pieniądze na czas.
"Wniosek złożyłam 1 października, czyli równo z rozpoczęciem programu. Na ten moment moje pytania kierowane do ZUS o rozpatrzenie wniosku pozostają bez odpowiedzi. Zgodnie z przepisami powinno to nastąpić w ciągu 60 dni. Mija czwarty miesiąc, jak muszę płacić całość kwoty, czyli dwa tysiące złotych za pobyt dziecka w placówce" – napisała Sylwia z woj. pomorskiego. Na brak informacji ze strony instytucji publicznych skarży się również dyrekcja żłobka.
Inną kontrowersją jest konieczność zwrotu części świadczenia, jeśli rodzice pobierali równocześnie pieniądze z programu Rodzinny Kapitał Opiekuńczy.
Czytaj też:
Tysiące Polaków muszą oddać pieniądze. "Pułapka rządu"Czytaj też:
ZUS przypomina o ważnych terminach. Można stracić sporo pieniędzy