Już od wielu tygodni rosyjscy komentatorzy, odnosząc się do 80. rocznicy wybuchu II wojny światowej, starają się robić to, co sowiecka propaganda ćwiczyła przez dziesięciolecia. Czyli z uporem maniaka zaprzeczać faktom, prawdę nazywając kłamstwem i na odwrót. „Osiemdziesiąt lat temu wojska sowieckie przekroczyły granice Polski, żeby przyłączyć do ZSRS ziemie Ukrainy Zachodniej i Białorusi Zachodniej” – informuje swoich czytelników Bawyrin, używając często spotykanego w rosyjskiej narracji eufemizmu. Publicysta tłumaczy, że gdyby Armia Czerwona nie wkroczyła na Kresy Wschodnie, ziemie te dostałyby się Niemcom i wróg znalazłby się u bram. Trudno wyjaśnić, dlaczego ówczesny sojusznik Stalina miał zostać potraktowany jako wróg...Przewidziany paktem Ribbentrop-Mołotow podział Polski miał doprowadzić przecież właśnie do ustalenia wspólnej, niemiecko-sowieckiej granicy. Jednak na ten, wydawałoby się, racjonalny argument rosyjski komentator najpewniej udzieliłby mniej więcej takiej oto odpowiedzi: „to nie był sojusz, tylko wymuszony pakt, żeby na chwilę uspokoić agresywnego Hitlera. Z kim niby mieliśmy się sprzymierzyć, skoro Zachód był nam wrogi?!”.
Bawyrin jednocześnie przyznaje, że 17 września był przy okazji zemstą za klęskę 1920 roku. „Chodziło o to, by ZSRS wrócił do granic Imperium Rosyjskiego. Skoro nie udała się światowa rewolucja, to postanowiono budować socjalizm chociażby na swoich dawnych terenach” – pisze autor. Tłumaczy też, w typowy dla rosyjskiej narracji sposób, sowiecką agresję rzekomym upadkiem II RP – z tego punktu widzenia nie było żadnej napaści, bo skoro rząd uciekł już do Rumunii, to właściwie tak jakby państwa nie było… Zdaniem Bawyrina „fałszywym” jest porównanie „pochodu wyzwoleńczego Armii Czerwonej” (jak do dziś mówi się w Rosji o tym, co wydarzyło się 17 września) ze zdradzieckim wbijaniem nożna w plecy. A to dlatego, że II RP i ZSRS sojusznikami nie byli, najdelikatniej rzecz ujmując.
„To, że sytuacja wojenna potoczyła się na korzyść Moskwy (i Polska straciła Kresy Wschodnie) to oczywiście tragedia, ale tragedia wyłącznie polska. Kreując II RP jako niewinną ofiarę Hitlera i Stalina współczesna Polska próbuje zakłamać prawdę historyczną. Prawda ta jest następująca: reżimu Piłsudskiego można żałować, ale w przedostatniej kolejności. W ostatniej bowiem kolejności można żałować Hitlera” – pisze Bawyrin. Skąd skandaliczne porównanie II RP z III Rzeszą (które trąci hipokryzją szczególnie w ustach czy pod klawiaturą obrońcy Stalina)? Otóż zdaniem Bawyrina II RP to był „autorytarny, klerykalny, represyjny reżim, marzący o koloniach, obozach koncentracyjnych dla opozycji oraz gettach ławkowych dla Żydów. Ta Polska zarówno politycznie, jak i, co szczególnie istotne, ideologicznie, dążyła do sojuszu z projektem nazistowskim”. Dowód? Otóż Piłsudski jako pierwszy przywódca w Europie podpisał pakt o nieagresji z Hitlerem. Wydawałoby się, że najważniejsze, kto podpisał taki pakt jako ostatni. I to już w momencie, gdy nie było absolutnie żadnych wątpliwości, że Hitler zamierza podpalić świat... Jednak dla rosyjskich komentatorów, próbujących zrzucić odpowiedzialność na Polskę za sowieckie winy, to nie jest żaden logiczny problem...
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.