Poseł Konfederacji: Czekamy na zaproszenie do Pałacu Prezydenckiego

Poseł Konfederacji: Czekamy na zaproszenie do Pałacu Prezydenckiego

Dodano: 
Artur Dziambor (Konfederacja)
Artur Dziambor (Konfederacja) Źródło: PAP / Leszek Szymański
– Dla PiS-u wrogiem nie jest PO czy SLD, ale jest nim Konfederacja. Sprawa jest banalna. Oni od lat udają partię prawicową, a my jesteśmy partią prawicową. Ich elektorat powoli zaczyna to dostrzegać, dlatego trzeba nas zwalczać na każdym kroku. Posłowie i media związane z PiS-em dostały wytyczne, by skupić się na przekazie mówiącym o tym, że prawie połowa naszych sympatyków nie zagłosowała na Andrzeja Dudę. Nie przeszkadza im kilkunastoprocentowe poparcie elektoratów innych kandydatów – mówi portalowi DoRzeczy.pl poseł Konfederacji Artur Dziambor.

Wybory prezydenckie za nami. Czy brak jasnej deklaracji ze strony Konfederacji mógł mieć wpływ na finalny wynik wyborów prezydenckich?

Artur Dziambor: Nasi wyborcy i sympatycy cenią sobie samodzielność i byliby obrażeni, gdybyśmy w tamtym momencie zechcieli zdecydować za nich. Nic nie sugerowaliśmy. Zdecydowali sami i wierzę że zdecydowali mądrze.

Andrzej Duda na kilka dni przed ciszą wyborczą zadeklarował, że chce być patronem wielkiej koalicji, w której skład miałaby wejść m.in. Konfederacja. Zamierzacie przypomnieć prezydentowi o tej deklaracji?

Oczywiście. Czekamy na zaproszenie.

Niektórzy twierdzą, że deklaracja Andrzeja Dudy była podyktowana chęcią wygrania w II turze wyborów.

Mamy podejrzenia, graniczące z pewnością, że był to typowy ruch kampanijny, wycelowany w naszych wyborców, którzy mieli to oczywiście odczytać jako gest idący w kierunku współpracy parlamentarnej, o której doskonale wiemy, że nie ma mowy.

Przed II turą wyborów sztab wyborczy Rafała Trzaskowskiego i Andrzeja Dudy zabiegał o głos Konfederacji, ale także o jej elektorat. W przestrzeni publicznej nie brakuje wypowiedzi, które docierają ze strony obozu Zjednoczonej Prawicy i przeczą pojednawczej narracji sprzed II tury. Jest pan zaskoczony?

Nie. Bawi mnie to. Gdy obaj kandydaci deklarowali swoją silną więź z naszym programem, gdy jeden chciał nagle iść w Marszu Niepodległości, a drugi walczyć z podatkami, to było rozczulające, bo oznaczało, że oni potraktowali nasz elektorat bez szacunku. Nasi wyborcy pamiętają, wiedzą, interesują się i doskonale wiedzą, że to były obietnice, których nigdy nie zrealizują.

Mówi się, że Polska jest podzielona na dwie części...

Polska nie jest podzielona na dwie części.

Wielu komentatorów życia politycznego tak właśnie twierdzi.

To propaganda dwóch finalistów chce, byśmy przyjęli tę retorykę, a to obecność w Sejmie właśnie Konfederacji jest dowodem na to, że Polacy nie chcą tego podziału i cały czas szukają innych możliwości, mniej emocjonalnych, a bardziej ideowych i merytorycznych. Nowi sympatycy są z nami, bo doceniają naszą pracę. Przed nami trzy lata tej kadencji, ciężkiej pracy dla Polski.

Wyobraża Pan sobie scenariusz, w którym w Zjednoczonej Prawicy dochodzi do rozpadu? Kto Pana zdaniem mógłby przejąc schedę po Jarosławie Kaczyńskim?

Nikt chyba dziś nie wyobraża sobie takiego scenariusza. Biorąc pod uwagę potencjalne straty, trzeba mieć świadomość, że obóz władzy, chociaż wewnętrznie skłócony i trzeszczący, jest trzymany wysokim poparciem i stanowiskami dla polityków niższego szczebla, rodzin i znajomych w spółkach Skarbu Państwa. Utrata władzy, dla tych tysięcy ludzi, wiązałaby się z utratą wysokopłatnych stanowisk, nie wierzę w to, że dobrowolnie z tego zrezygnują.

Słychać głosy, że Konfederacja mogłaby wejść w koalicję z PiS. Są takie plany?

Nie mamy żadnych koalicyjnych zamiarów. Przed nami trzy lata dyktatury PiS-u, z którą będziemy walczyć. Po wyborach w 2023 roku mamy nadzieję zyskać poparcie większości Polaków, a gdyby tak się nie stało, będziemy zastanawiali się, czy w interesie Polski będą rozmowy o jakiejkolwiek koalicji. Jedną rzecz muszę zaznaczyć: nasi ewentualni koalicjanci musieliby wziąć pod uwagę, że nam chodzi o program, a nie tymczasowe stanowiska. To nas różni od wszystkich pozostałych graczy na politycznej scenie.

Rafał Trzaskowski zapowiedział, że wiele łączy go z Konfederacją. Sądzi pan, że prezydent Warszawy zamierza kontynuować taką retorykę, czy wraz z wyborami prezydenckimi straci to, co jego zdaniem, "łączyło go" z Konfederacją?

Rafał Trzaskowski jest jednym z tych polityków, którzy mogą powiedzieć wszystko, bez żadnego ideowego związku z wygłaszanymi tezami, ani bez ewentualnych konsekwencji braku realizacji tych pomysłów. Wolnorynkowość PO jest wyjątkowo bezobjawowa, stąd nie liczę na kontynuację tej retoryki.

Rzesza wyborców Konfederacji zagłosowała w II turze wyborów na Andrzeja Dudę. Sztab wyborczy Andrzeja Dudy podziękował elektoratowi Konfederacji za wsparcie?

Niestety, dla PiS-u wrogiem nie jest PO czy SLD, a jest nim Konfederacja. Sprawa jest banalna, oni od lat udają partię prawicową, a my jesteśmy partią prawicową. Ich elektorat powoli zaczyna to dostrzegać, dlatego trzeba nas zwalczać na każdym kroku. Posłowie i media związane z PiS-em dostały wytyczne, by skupić się na przekazie mówiącym o tym, że prawie połowa naszych sympatyków nie zagłosowała na Andrzeja Dudę. Nie przeszkadza im kilkunastoprocentowe poparcie elektoratów innych kandydatów. Nie rozumieją, że to dzięki głosom naszych wyborców, dla których Andrzej Duda był jedynie mniejszym złem, został wybrany prezydentem.

Andrzej Duda zapowiedział, że druga kadencja będzie różniła się od pierwszej. Wierzy pan, że w jej toku znajdzie się miejsce na wsparcie pomysłów Konfederacji?

Wątpię.

Dlaczego?

Gdybym był Andrzejem Dudą, byłbym świadomy, że Jarosław Kaczyński nie ma już żadnej władzy i nie może niczego narzucić. Andrzej Duda ma przed sobą pięć lat prezydentury, w której mógłby zapracować na zacne miejsce w historii, prezydenta wszystkich Polaków, ale niestety obawiam się, że będzie zapamiętany jedynie, po kolejnych pięciu latach identycznych jak pierwsze pięć, jako prezydent PiS-u.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także