Zablokowanie kont społecznościowych prezydenta Stanów Zjednoczonych, z jednej strony wywołało aplauz części nieprzychylnych politykowi obserwatorów, zaś z drugiej spotkało się z opiniami, że to cenzura, ograniczanie wolności słowa. Jak Pan to ocenia?
Dr Piotr Łuczuk: Przede wszystkim w dyskusji na ten temat należy odejść od samej rozmowy o Donaldzie Trumpie i od oceny tego polityka. Zgadzam się z opinią Jolanty Hajdasz, że trzeba było zablokowania profilu prezydenta Stanów Zjednoczonych, aby ludzie zorientowali się, że w mediach społecznościowych istnieje cenzura. A przecież różne zdarzenia miały miejsce już wcześniej. Począwszy od blokowania kont i treści, po blokowanie płatności za filmy na YouTube. Takie rzeczy działy się, dzieją i dziać będą.
No właśnie, ale czy nie wypaczają one samej idei mediów społecznościowych, które w założeniu mają być tworzone przez użytkowników, społeczność?
Rzecz w tym, że tu nie mamy do czynienia z mediami społecznościowymi w sensie dosłownym. To nie media tworzone, założone przez jakąś społeczność, ale prywatne media, na które logują się miliony użytkowników. Za każdym z tych mediów stoi konkretny człowiek – właściciel. I wszyscy ci właściciele są z Doliny Krzemowej, tworzą dość hermetyczne środowisko.
Oczywiście, że są bardzo poważne wątpliwości dotyczące praktyk zarówno cenzorskich, jak i gromadzenia danych, bo w mediach tego typu ich właściciele gromadzą przecież informacje na temat użytkowników. Ale mogą się bronić tym, że przecież to wszystko jest opisane w regulaminach. Rzecz w tym, że tych regulaminów większość użytkowników w chwili rejestracji nie czyta. I dopiero w chwili, gdy treści są zablokowane, a serwis powołuje się na regulamin, użytkownicy zaczynają się orientować, że jakiś regulamin w ogóle istniał.
No dobrze, można zgodzić się z argumentem, że prywatne media mogą decydować o własnej linii, profilu. Z tym, że co innego, gdy niewielki serwis określi się jako prawicowy, bądź lewicowy i zablokuje w ogóle możliwość komentarzy, a co innego, gdy serwis określa się jako społecznościowy, otwarty dla milionów użytkowników. To te miliony użytkowników budowały ten serwis, w dodatku wpłynęły na jego sukces, przychód.
Oczywiście jest tak, że na sukces Facebooka zapracowali jego użytkownicy, podobnie było z Twitterem, czy YouTube. Jednak znów właściciele tych platform będą mówić, że przecież jest to ich prywatna własność, a użytkownik zawsze czytać może regulaminy. I problem istnieje, jest poważny, ale pytanie, jak go rozwiązać.
Zagrożeniem jest zawsze monopol. I na monopole tradycyjnych firm odpowiedzią jest działalność antymonopolowa. Monopol Microsoftu został przełamany przez alternatywne systemy operacyjne, tworzone przez społeczności. Może więc niech sobie prywatne firmy tworzą własne media społecznościowe, ale niech powstają inne, przełamujące ich monopol?
Zawsze przełamanie monopolu jest rzeczą pożądaną, pod warunkiem, że będzie robione w sposób naturalny, nie sztuczny. Że będzie to alternatywa rzeczywistych społeczności, nie taka, jak robią to kraje totalitarne. Zwróćmy uwagę, że w Chinach i w Rosji jest zakaz Facebooka, zamiast tego powstają alternatywne portale na nich wzorowane. I nie jest to krok w dobrym kierunku.
Czytaj też:
Zablokowanie kont Trumpa. Kaleta: W Polsce takie sytuacje nie będą miały miejsca