Po wkroczeniu w niedzielę do stolicy Kabulu wojsk talibów, w mieście doszło do masowej ucieczki Afgańczyków. Tysiące mieszkańców stolicy tłoczy się na lotnisku, aby dostać się na pokład jednego z samolotów, które odlatują do innych krajów. Nagrania opublikowane w mediach społecznościowych przez dziennikarzy obecnych na miejscu zdarzenia pokazują dantejskie sceny.
Państwa sojusznicze ewakuują pracowników swoich ambasad oraz afgańskich współpracowników, którzy przez ostatnich 20 lat pomagali żołnierzom państw zachodnich w wykonywaniu misji wojskowej. Również Polska wysłała do Afganistanu swoje samoloty.
Michał Dworczyk poinformował, że dwa polskie samoloty wojskowe są w drodze do Afganistanu, a trzeci wkrótce ma wystartować. – Oczywiście mówimy o locie statków powietrznych, ale tak naprawdę to bardzo duża operacja logistyczna, koordynowana przez MSZ, realizowana przez MON przy współpracy oczywiście z innymi resortami – powiedział we wtorek szef KPRM.
Głos w sprawie polskiej akcji ewakuacyjnej zabrał także wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz.
Aktywne działania
Polityk wskazał, że polska ambasada w New Delhi działa obecnie w trybie kryzysowym. Z kolei resorty odpowiedzialne za sprawy zagraniczne oraz obronne koordynują swoje działania.
– My tu pracujemy nad kwestią Afganistanu przez ostatnie tygodnie, a przez ostatnie dni w zeszłym tygodniu, bardzo, bardzo aktywnie wbrew temu co starają się imputować niektóre środowiska nam nieprzyjazne – powiedział Przydacz.
Wiceszef resortu spraw zagranicznych odpierał także krytykę ze strony opozycji.
– To nie jest tak, że można poprzez jednego twetta zrealizować politykę państwa polskiego. My tutaj działamy rzetelnie, realnie w kontakcie z naszymi partnerami sojuszniczymi w oparciu o rzetelne informacje i to robimy od kilku dni bardzo aktywnie. W weekend została podjęta decyzja o realizacji tej misji wojskowej, ona w tym momencie właśnie jest realizowana, jak zakończy się sukcesem, będziemy informować – powiedział.
Czytaj też:
Wiceszef MSZ: Putin wykorzystuje gazociągi jako instrument politycznyCzytaj też:
Przydacz o Nord Stream 2: To porażka jedności europejskiej i Niemiec