W Rosji na poniedziałek zaplanowano szereg uroczystości w związku z obchodzonym 9 maja Dniem Zwycięstwa. Z tej okazji również rosyjski ambasador w Polsce, Siergiej Andriejew planował odwiedzić Cmentarz Żołnierzy Radzieckich w Warszawie.
W "komitecie powitalnym" na dyplomatę czekała grupa osób z ukraińskimi flagami, zdjęciami przedstawiającymi rosyjskie zbrodnie wojenne czy wielkim napisem "zbrodniarze". W pewnym momencie do ambasadora podbiegła grupka Ukraińców, którzy oblali go czerwoną farbą.
– Jestem dumny ze swojego prezydenta – zapewniał Andriejew w rozmowie z mediami. W tle słychać było okrzyki protestujących "faszyści". Ambasador podkreślił, że terytoria tzw. Donieckiej Republiki Ludowej i Ługańskiej Republiki Ludowej nie należą do Ukrainy. Dyplomata następnie odjechał z cmentarza.
Bosak ostrzega o konsekwencjach incydentu
Część osób komentujących incydent zwraca uwagę na możliwe konsekwencje tej sytuacji dla Polski.
"Pamiętajcie, że poziom ochrony i sposób traktowania obcych dyplomatów w Polsce wyznacza analogiczne parametry dla traktowania naszych dyplomatów poza granicami Polski" – napisał jeden z liderów Konfederacji Krzysztof Bosak.
"Dopuszczenie przez władzę przeniesienia konfliktu na nasze terytorium jest sprzeczne z polską racją stanu" – dodał polityk.
"Niestety doszło do takich scen. Teraz pozostaje czekać na symetryczną reakcje Federacji Rosyjskiej. Jestem ciekawy jej charakteru, choć bardzo boję się, przede wszystkim o naszych dyplomatów...." – stwierdził natomiast dr Michał Sadłowski z Uniwersytetu Warszawskiego.
twitterCzytaj też:
Incydent z udziałem ambasadora Rosji. "Wiele wskazuje na zaplanowaną prowokację"Czytaj też:
"Daj Boże, by o tym pamiętali". Terlecki o pomocy Ukrainie