Jacek Dehnel w swoim artykule w „Gazecie Wyborczej” jako osoba niewierząca zwrócił się do „przyjaciół katolików”. Zapewne wyrazem szacunku (decyzją samego autora, może korekty?) było pisanie słowa Kościół, Bóg, małą literą.
W samym tekście Dehnel przypomina skandale pedofilskie w Kościele katolickim oraz nie mniej skandaliczne tuszowanie ich. Przy okazjo zwraca się do swoich przyjaciół katolików apelując, by ci się zorganizowali, że bierność świeckich, którzy przecież sami są Kościołem także ich w jakimś sensie obciąża winą (tu trudno się nie zgodzić).
Wzywa też wiernych do aktywności. „To jest wprost Wasz obowiązek wynikający z katechizmu: Stosownie do posiadanej wiedzy, kompetencji i zdolności, jakie posiadacie, przysługuje Wam prawo, a niekiedy nawet obowiązek wyjawiania swego zdania świętym pasterzom w sprawach dotyczących dobra kościoła (pis. Oryg. – red.)” – pisze autor.
To fakt, aktywność wiernych jest ich obowiązkiem, a jej brak jest właśnie często problemem. Publicysta słusznie przypomina, że każda krzywda wyrządzona człowiekowi, również ta wyrządzona przez biskupa, czy księdza, jest krzywdą wyrządzoną samemu Bogu.
Problem w tym, jak publicysta widzi ową aktywność wiernych: „Zorganizujcie się. Protestujcie przeciwko grzechom Waszej wspólnoty: pedofilii, sianiu kłamstw i nienawiści, homofobii, ksenofobii. Piszcie listy do proboszczów, dziekanów, biskupów, papieża” – czytamy w artykule.
A więc pedofilia, jeden z najcięższych grzechów, krzywda wyrządzona dzieciom, jest przez autora stawiana w jednym rzędzie z homofobią, którą środowisko „Gazety Wyborczej” rozumie przecież jako po prostu wierność tradycyjnemu nauczaniu Kościoła w tej kwestii.
Jako ksenofobiczne często w tym środowisku było zwyczajne przywiązanie do tradycji. A sianiem nienawiści też nieraz określano po prostu posiadanie światopoglądu innego niż „GW”.
I na koniec najlepsze – autor wynagrodzenie za tekst przekazał na wyjazd Jakuba Lendziona i Katarzyny Bierzanowskiej do siedziby ONZ, gdzie Lendzion ma opowiadać o… szkodliwości terapii leczenia homoseksualizmu.
Czytaj też:
Dehnel grozi sądem, Miłoszewski wzywa do potępienia. Po felietonie Lisickiego