ZUZANNA DĄBROWSKA-PIECZYŃSKA: Jesteśmy niemal w połowie kadencji parlamentu i wydaje się, że jest to moment dla rządu Donalda Tuska kluczowy. Po przegranych wyborach prezydenckich spory w koalicji mają wysoką temperaturę, a Szymon Hołownia spotyka się z Prawem i Sprawiedliwością. Widzi pan możliwość, że obecny Sejm wyrazi wotum nieufności wobec rządu, a dalej że dojdzie do jego upadku?
JERZY KWAŚNIEWSKI: Nasza konstytucja częstokroć jest krytykowana za brak klarowności, precyzji w rozdziale kompetencji między poszczególnymi władzami, w szczególności za podział władzy wykonawczej między prezydenta a rząd. Jednak w jednej sprawie autorzy konstytucji, pomni doświadczeń lat 90., ogromnego podziału planktonu partyjnego wchodzącego do Sejmu i niestabilności rządowej, postarali się sięgnąć po najlepsze wzorce konstytucyjne – czy to francuskie, czy niemieckie – w kwestii powoływania stabilnego rządu. Od 1997 r. widzieliśmy rządy mniejszościowe, które były stabilne, takie jak rząd Marka Belki. Czy to jest dobre dla demokracji, to inna kwestia, bo łatwiej w tych konstytucyjnych ramach obalić rząd i powołać rząd mniejszościowy – co wymaga po prostu 231 przeciwników rządu w Sejmie – niż poprosić obywateli o wyrażenie ich zdania w wyborach parlamentarnych, co wymaga większości aż 307 posłów. Warto pamiętać, że nie mamy w ustawie zasadniczej klasycznego wotum nieufności prowadzącego do obalenia rządu. Mamy jedynie wotum konstruktywne, czyli takie, które odwołując jednego szefa rządu, jednocześnie powołuje kolejnego. W art. 158 konstytucji jest jasno powiedziane, że jeżeli istnieje mocna większość opozycyjna wobec rządu, która czuje się na siłach, żeby zebrać większość parlamentarną, to może powołać swojego własnego premiera, teoretycznie nawet nie zawiązując koalicji rządowej. To może być większość, której celem jest obalenie szkodliwego, jej zdaniem, rządu i powołanie rządu mniejszościowego, który będzie de facto administratorem państwa, bez możliwości skutecznego forsowania ustaw.
Zgodnie z konstytucją Sejm wyraża wotum nieufności wobec rządu większością ustawowej liczby posłów, wystarczy zatem 231 głosów. Teoretycznie PiS mógłby dość łatwo, patrząc na obecne spory w koalicji, „powyciągać” posłów z innych klubów opozycyjnych, a także dogadać się z PSL i Polską 2050.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
