Ukrainiec zabity w Chorzowie. Jest ruch prokuratury

Ukrainiec zabity w Chorzowie. Jest ruch prokuratury

Dodano: 
Policja, zdjęcie ilustracyjne
Policja, zdjęcie ilustracyjne Źródło: PAP / DAREK DELMANOWICZ
47-letni mężczyzna, który w piątek śmiertelnie ranił nożem w Chorzowie Ukraińca, usłyszał już zarzut zabójstwa.

Do tragedii doszło w piątek po godz. 14:00 w Chorzowie na ulicy Siemianowickiej, niedaleko ronda, nazywanego "Krajcokiem". 47-letni Dariusz J. zaatakował przypadkowego przechodnia, zadając mu kilka ciosów nożem. Mimo podjętej reanimacji, mężczyzna zmarł. Jak podał dziennik "Fakt", powołując się na świadków, ofiara to prawdopodobnie obywatel Ukrainy, od dawna mieszkający w Chorzowie.

Sprawca został ujęty przez świadków zdarzenia, a następnie trafił w ręce policji. Badanie wykazało, że napastnik miał w organizmie około dwóch promili alkoholu – poinformowała rozgłośnia RMF FM. Na miejscu zbrodni pracowali prokurator oraz policjanci, którzy zabezpieczyli narzędzie zbrodni i przesłuchali świadków. Funkcjonariusze analizują również nagrania z miejskiego monitoringu, aby ustalić dokładny przebieg wydarzeń. Motywy działania sprawcy pozostają nieznane.

Mężczyźnie postawiono zarzut zabójstwa

Śledztwo w sprawie prowadzi Prokuratura Rejonowa w Chorzowie. Zatrzymany mężczyzna usłyszał w sobotę zarzuty zabójstwa.

"Dziś przed południem 47-letni mężczyzna usłyszał w chorzowskiej prokuraturze zarzut zabójstwa, w związku ze zdarzeniem, które miało miejsce w Chorzowie w piątek" – przekazała w komunikacie Prokuratura Okręgowa w Katowicach.

Mężczyźnie za dokonanie zabójstwa grozi kara więzienia od 10 lat do nawet dożywocia.

"W ocenie prokuratora materiał dowodowy uzasadniał złożenie do sądu wniosku o tymczasowe aresztowanie podejrzanego" – poinformowano.

Z relacji świadków wynika także, że napastnik miał wejść do sklepu, ukraść nóż i tym narzędziem zaatakować Ukraińca.

Nowe informacje o sprawcy. "To był chory człowiek"

Jak dowiedział się "Fakt", Dariusz J. był znany lokalnej społeczności. Według relacji mieszkańców, często mówił sam do siebie i zaczepiał przechodniów. – Ten dramat prędzej czy później musiał się wydarzyć. Wszyscy wiedzieli, kim jest Dariusz J. Od lat wystawał na "Krajcoku", prosił ludzi o piwo i papierosy. Jak nie chcieli dawać, to groził – powiedziała jedna z rozmówczyń "Faktu".

Czytaj też:
Taksówkarz został zaatakowany nożem. To cudzoziemiec
Czytaj też:
Polska szkoła wielonarodowa. Coraz więcej migrantów w polskich placówkach

a


Polecamy Państwu „DO RZECZY+”
Na naszych stałych Czytelników czekają: wydania tygodnika, miesięcznika, dodatkowe artykuły i nasze programy.

Zapraszamy do wypróbowania w promocji.


Źródło: Interia.pl
Czytaj także