Bądźmy szczerzy, a nawet – cyniczni: dla osiągnięcia efektu wyborczego Jarosławowi Kaczyńskiemu i Mateuszowi Morawieckiemu, duetowi, który właśnie zdominował politykę, wystarczyłoby podnieść kwotę wolną. 30 000 zł, czyli dziesięciokrotne (!). To tak grubo, że wystarczyłoby na III kadencję.
Jeszcze przed rządami PiS, by nie wpaść w (wówczas) 18 proc. daninę można było zarobić miesięcznie… 250 zł, co czyniło kwotę wolną de facto ledwo zauważalną ulgą w podatkach. Nikt nie był wstanie utrzymać się za te pieniądze. Ergo 18 zł na podatek dochodowy z każdej zarobionej stówy, to było naprawdę dużo. Zwłaszcza jeśli ma się ich do dyspozycji tylko 20. Na wszystko. To budowało szarą strefę i wszystkie jej patologie. Kto z nas nie słyszał – na umowę, na fakturę, a więc z rekojmią – to proszę doliczyć podatek?
30 tys. złotych, o których jeszcze tydzień temu mówiono, że to zbyt śmiało, że to może być punkt dojścia, za dekadę – oznacza faktyczne wprowadzenie nowej stawki podatkowej: zera. Wcześniej rząd Morawieckiego przyznał ją młodym ludziom do 26 r. ż. Teraz – praktycznie wszystkim normalnym emerytom. To ogromna i rosnąca grupa wyborcza, którym każda zmiana za rządów Jarosława Kaczyńskiego naprawdę, realnie sprzyja. To fakt, nie opinia. Wiek emerytalny, trzynastka, czternastka, teraz emerytura bez podatku i teraz kurs na zniesienie limitów do lekarzy. Wbrew twierdzeniom „ministry” Muchy, oni nie chodzą do specjalistów dla towarzystwa.
Powtarzam PR-owo, wyborczo, to jedno by wystarczyło. Kolejne rzeczy można było sprzedać „zrobimy w następnej kadencji”. Przypomnijmy, ile Donaldowi Tuskowi dała opowieść o niskich podatkach (kto pamięta „3x15”?) i… ile z tego wyszło (VAT z 22 o cały 1 p.p. – jeden z najwyższych w UE). Wówczas jednak wygrał.
A PiS ma te przewagę, że gdy zapowiada, to nawet wrogowie wiedzą, że to wprowadzi. I są najwyraźniej sparaliżowani widokiem światełka w tunelu i miast się ruszyć – uciekają w absurdy. Polityczne konsekwencje są tu ogromnie ważne (i o nich za moment), ale nie najważniejsze, bo też na tej fundamentalnej zmianie nie poprzestano.
To zaś pokazuje, że ambicje Polskiego Ładu są o wiele większe niż sukces w następnych wyborach. Ten, skonsumowawszy w nowym ładzie dobre pomysły opozycji, już Kaczyński i Morawiecki mają. Oczywiście, o ile ambicje wewnętrzne w obozie go nie zniszczą i będą umieli to sprzedać pod strzechy. Dlatego premier ruszył w Polskę jak podczas kampanii).
Ale chodzi o coś więcej. Otwiera się pole do poważnej dyskusji o kształcie relacji społecznych w Polsce. Czym ma być? I jak, mając niepodległość, UE i NATO, ułożyć stosunki społeczne – w tym czego doświadczamy najmocniej: relacji ekonomicznych? Propozycja, która – po paradygmacie przełomu – gdy mieliśmy de facto raptem ewolucje systemu politycznego („czerwoni” zamienieni komitety na gabinety prezesów) i rewolucje kapitalistyczną à la „Ziemia Obiecana” – ewidentnie chce przejść do nowej fazy. Teraz „Szklane domy” do 70 m. kw.
Ta zmiana może być większa niż 500+. Ona zaczęła się już wcześniej, ale teraz ma dostać turbodoładowanie.
Zacznijmy od wiecznych malkontentów
„Polska A Polsce B każe się całować w D” – napisał Jan Sztaudynger, który umiał przenikliwie i zwięźle pisać o polityce. I Polski Ład do tak rozumianej „Polski A” nie trafi i nie jest adresowany. Nie, że propozycja PiS ich wyklucza. Z pewnością skorzystają z badań profilaktycznych (bo nie życzę zwiedzania dofinansowywanych szpitali z ich składek, które zapłacą większe). Rzecz w tym, że ci „fajnopolacy”, te klony „Kuby lat circa 60” z wojewódzkich, ale i powiatowych miast, po prostu stracą swoją wyraźną „lepszość”, bo liczoną od słabości drugich. Od tego, że ledwo starcza mi na kredyt, leasing i kartę, ale sąsiad ma gorzej: on wynajmuje ode mnie mieszkanie, mogę go wyrzuć, a mój bank hipoteczny jest nieco bardziej związany prawem.
To jednak nie tylko postawa przyjmowana przez Polaków, ale raczej przez nich wyśmiewana. Najsilniej pokazuje to popkultura. Pars pro toto niech zaświadczy sukces Dawida Podsiadło (42 miliony odtworzeń na samym YT), który staje po stronie „małomiasteczkowej twarzy”, a nie tych, którzy „kupili na siłownie strój” i „poczuli się prawie jak Bóg”.
Jasne, część naszych rodaków, w kredycie na prawie bańkę na 50 m. kw. w patodeweloperce (choć jeszcze nie w suterenie) będzie wyśmiewać domek 70 m. kw. w podstawie i z ogródkiem. Psychologicznie to zrozumiałe. Ten sam mechanizm jest podstawą fali – niegdyś w „ludowym” wojsku, dziś w zachodnim korpo nad Wisłą. Jeśli ja musiałem to wszystko ścierpieć by do czegoś dojść, to i ty, młody musisz. Jeśli można inaczej – to znaczy, że ja nie wybrałem najmądrzej. A przecież wszyscy młodzi wykształceni z wielkich ośrodków wówczas brali we frankach…
Jak widzę w społecznościówkach, ta gazyfikacja, baseny i boiska na prowincji, to całe przełamywanie Polski A i B, jest wyśmiewane przez wielkomiejskich arywistów. Brakuje tylko sceny z „Misia”: „Jestem wesoły Romek / Mam na przedmieściu domek / A w domku światło gaz”. Tyle, że to marzenie wielu zwykłych Polaków. Takich jak ja.
Ale chodzi też o wspólny interes – bez zmiany w „Polsce B” nie osiągniemy celów emisji (a to gwałtownie rosnący problem ekonomiczny i polityczny), a „Warszafka” będzie się dusić smogiem z obwarzanka, bo ten przekracza wysokie płoty zamkniętych osiedli dla „elyty”. Nie uznaje ich nadzwyczajności.
Program pronatalistyczny
Więcej. Właśnie warunki mieszkaniowe są głównym hamulcowym decyzji o kolejnych dzieciach. A to one zadecydują o sile Polski szybciej, niż się nam wydaje. Już przestaliśmy być państwem jednonarodowym, a losy Francji czy Niemiec uświadamiają nam, ile kosztuje migracja dla taniej siły roboczej.
Co zrozumiałe, podatki przykuwają najwięcej uwagi, ale analiza kolejnych komponentów Polskiego Ładu wskazują wspólny mianownik pozostałych zmian – wzmocnienie dzietności.
Moment, kiedy ten cel można było uzyskać łatwo, gdy w wiek rozrodczy wchodził ostatni wyż demograficzny – ten z czasu „Solidarności” i stanu wojennego. Ten, który swoją nadzieje na normalność lokował gdzie indziej. „Emigracja to szansa” – mówił ówczesny prezydent. I tam rodził dzieci. Teraz „American dream” ma mieć swoją polską edycje. Dla tych, którzy odważą się mieć dzieci, a nie tylko wspólny kredyt hipoteczny, ścielić się mają ułatwienia.
Muszą. Inaczej nie przełamiemy przerażającej tendencji wymierania. U nas jest jak na zachodzie – wymieramy. Dopłaty do hipotek, wprzód umożliwienie ich zaciągnięcia, kasa między 12 a 36 m.ż., gdy pępkowe już dawno wydane, ma to przełamać. 500+, zwłaszcza odkąd jest na każde dziecko, tego nie zmieniło. Ale takie rozwiązania na Węgrzech przyniosły sukces. I Węgrów jest coraz więcej. Rządy Orbana dopłacają nawet do samochodu dla rodziny. On jest nie tylko niezbędny, ale i projektowane są de facto do objętości 2+2, bo piąte miejsce przy fotelikach dobre jest dla misia. Większe są nieproporcjonalnie droższe, a i tak popkultura jako ideał przedstawia małego miejskiego SUV nie zaś rodzinnego vana, którym dzieci sąsiada mogą też zabrać się na sobotni mecz z mamą. Dlatego to chyba najtrudniejszy komponent „Ładu”.
Likwidacja śmieciówek i fikcji, jaką jest znaczna część jednoosobowych działalności gospodarczych temu też służy. Dorosły człowiek na JDG choruje krócej, niż ten na etacie (co się odbije na jego zdrowiu), ale jego dziecko już nie. Dlatego JDG szkodzą posiadaniu trójki dzieci, a etaty do tego zachęcają.
Silna Polska siłą „normalsów”
Założona likwidacja słabości ekonomicznej, infrastrukturalnej „Polski B” (gdzie rodzi się wciąż więcej dzieci), uczyni Polaków bardziej równymi. Zbliży ich gdziekolwiek żyją. Bo są obywatelami Rzeczpospolitej. Z mniej fikcyjnym równym prawem do służb medycznych, do żłobka, wreszcie, wcale nie bagatela, czterech kątów. A to wszystko wzmacnia państwo. Bo nie ma Polski bez Polaków. Państwo bez obywateli imploduje, ale wzmacnia i demokracje. Pokazuje związek między wyborem udziału w wyborach i tam stawianego „x”, a zmianą w naszym życiu. Kończy się ten koszmarny polityczny refren: „wszyscy zgadzają się ze sobą / a będzie tak jak jest”
Jasne, Państwu Polskiemu brakuje sprawczości, siły, dynamizmu. Tylko w ekstremach dajemy sobie radę (patrz Covid-19 i system szczepień Michała Dworczyka). Zaś przyłącze energetyczne, ta cywilizacyjna oczywistość, wymagają kombinowania. I to nie kiełbasy podwawelskiej jak w „Misiu”, ale znajomości pana Józka, którego wnioski jakoś nigdy w sprywatyzowanym monopolu się nie zawieruszają tak jak te Kowalskiego i Trzmiela.
Niemniej od czegoś trzeba zacząć, inne niż militarne, wewnętrzne wzmacnianie Polski. I PiS wzmacnia słabszych (500+, najniższa płaca, teraz kwota wolna, koniec śmieciowej pracy). I Polskim Ładzie widać, że celem jest „wstawanie z kolan” pracującej Polski. To nie spodoba się czcicielom Konstytucji na Zanzibarze. Lecz państwa są silne siłą swych obywateli – pokazuje to cała historia Stanów Zjednoczonych (w odróżnienia od putinowskiej Rosji) i to co właśnie robi tam prezydent Biden. A on właśnie próbuje wzmocnić wprost obywateli. Robi ich 500+.
A jak słabe jest państwo, ile tam szpachli i picu, nie zaś solidności i stali, widać najlepiej po służbie zdrowia. Pokazał Covid-19, że tak dalej się nie da. Jasne, to zmiana nie się łatwo, ani od razu. I same pieniądze nie wystarczą. Jak może być trudno pokazały już fatalne doświadczenia Mieszkania+, gdzie współpracować samorządy z państwem i rynkiem dla dobra obywateli, a jest „chcieliśmy dobrze a wyszło jak zawsze”.
Lecz czy to oznacza, że mamy przyznać rację Bartoszowi Węglarczykowi z onetu, który komentując założenia Polskiego Ładu oburzał się, że lepiej zarabiający będą płacić ten sam procent na służbę zdrowia co biedniejsi, a potem mają stać z nimi w kolejkach? Czy też uznać, że wspólnym wysiłkiem zmniejszyć, jeśli nie zlikwidować, same kolejki? Serduszko i oklaski dla służby zdrowia za walkę z Covid-19 nie wystarczą. Potrzeba kasy.
OC od samochodów też jest obowiązkowe, nie odlicza się go od podatku, a gdy wydatki na odszkodowania rosną – rosną też składki. A składka zdrowotna od czasu Leszka Balcerowicza (Sorry Winnetou) była ustawiona zbyt nisko. Tworzyła ogromne i postępiujące patologie – uspołeczniania kosztów i prywatyzowania zysków. Każdy Polak zna te historię, które ostatnio symbolizuje szpital Szczecin-Zdunowo.
Aspiracje Polaków
A przecież historia tego lekarza (wyniesionego do obszarów które go przerastają) pokazuje materialne aspiracje dzisiejszych Polaków. Do bycia klasą średnią. I tu druga ewidentna zmiana. Ona ma zaczynać się rocznie wyżej o 40 000 zł (zmiana wejścia w kolejny, de facto trzeci próg), nadto poprawiony o 30 000 zł kwoty wolnej. To nie jest zmiana pod gros dotychczasowych wyborców PiS, a właśnie pod ich aspiracje. Już skorzystają na tym wyborcy, którzy w znakomitej większości (patrz badania) nań nie głosowali. A jednak to zrobiono: ciekawe czy bardziej licząc na to, że to się zmieni czy, że to po prostu niesprawiedliwe by wobec wzrostu płac i inflacji ten próg był tak żenująco nisko.
Pomysł jest więc taki: „By żyło się lepiej. Wszystkim”.
To hasło Donalda Tuska zyskało niegdyś poparcie Polaków. Teraz ma szansę wprowadzić je duet Kaczyński – Morawiecki. To już ma ogromne konsekwencje dla przebudowy sceny politycznej. O tym piszę tutaj.
Czytaj też:
Porozumienie (w) Centrum
Antoni Trzmiel jest dziennikarzem portalu DoRzeczy.pl, Telewizji Polskiej, Polskiego Radio, ale za przedstawione powyżej poglądy nie ponosi winy żadna z redakcji, tylko on sam.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.