Jako się rzekło – nie licząc ostatniego wystąpienia – całość trzygodzinnej prezentacji mówiła o polityce państwa, nie przedstawiała jej zaś w planie partyjnym. To oczywiście nie przypadek. Prawo i Sprawiedliwość w spotach pokazało go w biało-czerwonych barwach, sygnowane wyłącznie nazwiskami: Jarosława Kaczyńskiego i Mateusza Morawieckiego, nie zaś sporem politycznym PiS – antypis. Bo PiS, także za sprawą głosowań w sprawie funduszu odbudowy, a teraz zostanie to spotęgowane Polskim Ładem, znalazło się w centrum polskiej polityki.
Centrum właśnie, a nie wyłącznie prawa strona (ten proces trwał od początku rządów, ale teraz, gdy rozbito sojusz „opozycji totalnej” ostatecznie został przekroczony rubikon). A przecież to musi być ulubione miejsce Jarosława Kaczyńskiego skoro na samym początku współczesnej polskiej polityki swoją formacje wymyślił jako Porozumienie… Centrum.
Dlatego warto także przeanalizować Nowy Ład pod kątem rywalizacji partyjnej, bo ta jest istotą demokracji, i obszernej konsumpcji pomysłów konkurentów. O tym jak skuteczna to polityczna droga przekonują, pars pro toto, lata rządów Angeli Merkel.
Gowin i Ziobro: „w jedności siła”
I tak, na prawo od centrowego PiS są dwaj najmniejsi, ale też najtrudniejsi konkurenci: Jarosław Gowin i Zbigniew Ziobro. Obaj w ostatnim roku sprawili Jarosławowi Kaczyńskiemu więcej trudności niż Budka i Schetyna z Timmermansem i Lempart wszyscy na raz i jeszcze do kwadratu.
Stąd dziennikarze do ostatniej chwili indagowali polityków PiS, czy obaj w ogóle się pojawią na konferencji. Wiadomo – jeśli nie, to oznacza, że każdy de facto gra już osobno, na miarę swoich możliwości. Obaj nie tylko się pojawili, ale i wygłosili mowy poparcia podpisali się pod kolejnym paktem stabilizacyjnym – czytaj politycznie pod programem duetu Kaczyński-Morawiecki.
Wiąże ich to w tym zaprzęgu o wiele bardziej, niż mogli ostatnio wierzgać. I to nawet bez groźby przyspieszonych wyborów. Bo jeśli Gowin i Ziobro właśnie podpisali się pod zdaniami deklaracji: „jak Polski Ład jest właściwą odpowiedzią na wielkie wyzwania przed którymi stoi nasz kraj, tak rząd Zjednoczonej Prawicy jest jego gwarantem (…) W jedności siła” – to teraz nie mają jak go wiarygodnie kontestować. Osobna tożsamość, którą Solidarna Polska próbowała zbudować na głosowaniu ws. euro-pieniędzy zda się wyborczo tyle, co partii Jarosława Gowina akcentowanie w następnej kampanii, że był przeciw zeszłorocznym „wyborom kopertowym”.
Zapowiedź uporządkowania PiS
Gest Kaczyńskiego pokazujący dokument z pięcioma podpisami był wymowny. Dlań to ważny triumf, bo daje mu pole do porządków w partii, do czego się podobnież mocno przymierza. Stąd nieoczekiwanie musiała się pod tą deklaracją podpisać także marszałek Witek, która z racji zajmowanej funkcji państwowej, stała się liderem obozu antymorawieckiego PiS. A podpisała się pod planem Morawieckiego jako „właściwą odpowiedzią na wielkie wyzwania przed którymi stoi nasz kraj”.
Pięć podpisów. Będzie więcej?
Znamienne i wcale nie przypadkowo wszedł prowadzącym w słowo Jarosław Kaczyński dodając, że „tu jest na razie pięć podpisów, ale wkrótce będzie więcej”. Od tygodni faktem medialnym a więc politycznym, choć wciąż nie formalnym, jest już Paweł Kukiz (co jest dalszym wyjściem na PSL). Na tym nie koniec.
Zareagował również poseł Kamil Bortniczuk (nie-Porozumienie z Gowinem) komentując słowa Kaczyńskiego rezolutnie odpisał „potwierdzamy”. Pytanie, czy to być więcej niż tylko nie-gowinowe Porozumienie (spadki po PO? PSL?). W efekcie Gowin, którego podpis nieprzypadkowo, tak jak Ziobry, znalazł się w deklaracji poziom niżej niż Kaczyńskiego, Morawieckiego i Witek, robiąc dobrą minę do złej gry wyraził nadzieje, że obok niego podpisze się Kukiz. Dla niego lepiej niż Bortniczuk. Ale polityczny kierunek jest jasny: poprzednie umowy podpisywało trio liderów partii: Kaczyński – Ziobro – Gowin. I to oni ustalali, co i jak. Teraz dwaj ostatni są poziom niżej, w lidze, w której dwoje to już tłum. Dodajmy, że Gowin nie może wymusić na Kaczyńskim i Morawieckim dymisji ministrów, których jego partia cofnęła rekomendacje. Już nie może stawiać warunków, bo nie mają alternatywy. Podobnie jak Ziobro po głosowaniu ws. eurofunduszu. I oni to wiedzą. Stąd marszałek Terlecki podsumował to krótko już w tygodniu „uspokoili się”.
Przystawki będą miały branie?
Te „przystawki” poza szablami w sejmowych głosowaniach mają też do odegrania dla Kaczyńskiego inną rolę. Gowin, wobec rozsypywania się Platformy, może łowić parlamentarzystów i samorządowców nawet na bardzo lichą przynętę. Wszak wszyscy nie zmieszczą u Hołowni, tak jak PO nie była prostą kontynuacją Unii Wolności, tylko KLD, a dojście Szymona do władzy nie musi stać się za dwa lata. Co Gowin złowi, to jego (patrz ex-posłanka Lewicy). Bicza nie ukręci, ale wzmocni centrowe imperium Kaczyńskiego (tacy posłowie jak Raś czy zwłaszcza Zalewski miejsca w PiS rzecz jasna nie mają, ale dla nich Gowin może być atrakcyjniejszy niż PSL z ex-prezydentem Komorowskim).
A na opozycję nie ma już, gdzie Gowin iść. Jeśli teraz nie przekroczył rubikonu i nie przejął PO, to już lepszej szansy nie będzie miał. Podobnie Ziobro, który przez lata, konsekwentnie, wypracowywał momentum na sojusz z Konfederatami, ale ten właśnie minął. A jeśli nie mogą współpracować muszą konkurować. Dlatego dopóki istnieje politycznie Konfederacja, Kaczyński będzie pozwalał Ziobrze na to i owo, byle tylko takich wyborców Ziobro parkował w jego centrowym Imperium, a nie za limes.
Konfederacja: za a nawet przeciw
Sama Konfederacja została zepchnięta Polskim Ładem do narożnika. Wcześniej już targana problemem sobiepaństwa każdego z jej uczestników (każdy chce tam być Korwinem czy Braunem – i mieć fanatycznych wyborców – tak jak i w PO) nie zaś budowaniem zwartej formacji, ma teraz kolejny ból głowy: jak krytykować obniżenie obciążeń podatkowych, jak się niskie podatki miało na sztandarach. I to przemawiało. Teraz realizuje to PiS. I przez to wyciągnął poduszkę spod głowy Konfederacji. Zagrożenie jest istnienie tej formacji. Bo grupa bardzo bogatych, wydających na politykę, konserwatystów obyczajowych, jest mała. Być może zbyt mała, by utrzymać partię (nie licząc subwencji budżetowej i diet poselskich).
Ludowcy: największy bój
Jeszcze w gorszej sytuacji znalazł się PSL. Stracił swój jedyny naprawdę nośne, bo dobre polityczne hasło: emerytura bez podatku. Jego elektorat (a nawet szerszy) podzielał ten postulat uznając go za sprawiedliwy. Szkopuł w tym sam Kosiniak, choć to jego resort „miał” emerytury tego nie wprowadził, a teraz zrealizuje… PiS. I to ważna lekcja dla tegoż elektoratu, któremu występowanie z ex-prezydentem „emigracja to szansa” Komorowskim, wyraziście kontrastuje ze słowami inteligenta ze stołecznego Żoliborza o dumie z tego, że „PiS jest partią polskiej wsi”.
Samo PSL jeszcze może wybrać. Dlań też oferta złożenia podpisu pod Polskim Ładem wydaje się być przede wszystkim wciąż obecna. Nie, jak kalkulowali, kiedy Kaczyński za sprawą koalicjantów „będzie na musiku”, ale teraz, gdy jeszcze chce. Tego dowodzi cisza, jaką PiS zasiał wokół swego pomysłu podziału „struzikowszczyzny”, jak znamiennie samorządowcy nazywają województwo mazowieckie - wielkie zaplecze ludowców (po podziale – nowe stołeczne przypadłoby „lewakom” i „libkom” chyba, że się do reszty skłócą, a reszta województwa– PiS, zaś PSL „zostałaby tylko melodia”).
Oczywiście PiS nie chodzi tylko o Mazowsze, tylko o całościową zmianę w samorządach – odwrócenie koalicji z PO na PiS. Lekcją poglądową, co może dać sojusz z PiS ludowcy odbierali patrząc na Fundusz Inwestycji Lokalnych. Im bardziej TVN tym tematem grzeje, tym bardziej PSL doły pomrukują na prezesa Kosiniaka, by zerwał sojusz z PO/TVN (*niepotrzebne skreślić), a porozumiał się z PiS. „Idźmy do PiSu, bo nasz elektorat już tam jest”. A ten PiS zaraz rozda morze złotych i euro, a dla każdego ludowca nowa droga, a zwłaszcza odremontowany szpital, to teraz wyborczy skarb. Więc lepiej by trafił do samych swoich.
Dołączenie PSL nie tylko dotychczasowym koalicjantom odebrałoby możliwość jakiegokolwiek skoku w bok, ale i dawałoby by szansę takiemu centrowemu układowi szanse na rządzenie państwem tak długie jak Wiktor Orban – nie jako pomimo lewico-liberalnym wielkomiejskim tłumom. Podpis lidera PSL (pewnie nie Kamysza, bo on zdaje się być nadal naiwnie uwiedziony wizją swego premierostwa) pod Polskim Ładem być może otwierało drogę do tak potrzebnych zmian konstytucyjnych.
Lewica na pokładzie
Zwłaszcza, że na nieszczęście PSL, jej primo voto koalicjant (dwie kadencje pożycia, tyle co z PO), jest już na pokładzie. Czarzasty już w piątkowej prasie obwieścił, że będzie popierał niektóre ustawy Polskiego Ładu. W piątek, a więc przed jego prezentacją. Znamienne. Tym bardziej, że pytania na najwyższych szczeblach PiS o skale porozumienia budzą irytacje. I rzecz nie nawet w jakimś mastreplanie rozpisanym na role, tyle we wspólnym interesie: anihilacji liberałów czy to będzie nazywać się PO czy Hołownia. Jak Zandbergowcy mają nie poprzeć likwidacji śmieciówek? Nie mogą. Mogą się jedynie zastanawiać czy wyzwolony przez PiS prekariat będzie dalej chciał jechać „czerwonym tramwajem”?
Niemniej pakt z diabłem, jak obie strony to pewnie poczytują, będzie nęcił nie raz, i zachęcał do dalszej współpracy. Bo dla obu stron, tak PiS jak SLD, są wymarzonymi docelowymi przeciwnikami. A Lewica, która wbrew proroctwom Budki i w przeciwieństwie do samego niego, nie traci w sondażach poczuła, że może odkuć się na PO za lata upokorzeń, czekania w przedpokojach, dostarczania wyłącznie politycznych organów – znanych nazwisk. PO/KO mogło zaspokoić mocno obniżone ambicje, przetrąconego Samoobroną Leszka Millera, ale polityczna emerytura nie jest pewnie szczytem marzeń rozumiejącego politykę posła Kulaska. A nawet jeśli jest, to PO/KO już nie może jej zapewnić. Dlatego Czarzasty, Kulasek i Biedroń będą grali przeciwko niej. A więc na rzecz Kaczyńskiego, który nie będzie musiał się angażować w wojenkę z PO i ugruntuje swoją centrową pozycję.
Inba PO
Zresztą nie będzie musiał, bo PO robi wiele by ten proces przyspieszyć nawet bez PiS i SLD. Wyrzucenie z PO kolejnych posłów służy ustawieniu jej w tym samym miejscu co Marta Lempart i Mateusz Kijowski. Tyle, że gdyby to było wyborczo skutecznie to oni już rządzili by Polską. I tyle, że Borys Budka, który prowadził tę samą politykę „wszyscy i wszystko przeciw PiS”, nie wyszedł poza paradygmat, który realizował z większym powodzeniem Grzegorz Schetyna (ten chociaż ciamajdanu nie poparł, tylko poszedł na obiad, a i Nowoczesną przejadł), a wcześniej Ewa Kopacz i Donald Tusk, który był tego wzorem autorem. To, że to już nie działa, to na prawdę nie wina Borysa. No sorry. Prawda, że biedny Budka nie zrozumiał, że będąc jeszcze bardziej antypisowski niż jest i tak nie zaspokoi marzeń red. Tomasza Lisa. Tak wysoko podskoczyć może tylko Roman Giertych (pamiętacie państwo tą scenę pod Sejmem), który jednak sprawdza się w tvn, a nie w wyborach. A giertychizacja PO jest tak potężna, że daje tylko… cug pod ogień Hołowni.
Wiarygodność
Zostaje nam Szymon Hołownia, który jest kluczowy. To z nim rywalizuje Polski Ład. To ciekawa rywalizacja. Hołownia przedstawia „narracje” a Kaczyński i Morawiecki odpowiadają konkretnym programem. To, oraz ustawienie się w przez nich centrum być może pozwoli odzyskać ważną, bo decydującą o samodzielnych rządach, część elektoratu, która od Zjednoczonej Prawicy uciekła właśnie do Hołowni. Bo póki co, jest on czymś więcej niż depozytariuszem nadziei anty-pisowskiej Polski. A po pierwszej jego reakcji widać, że jego zaplecze nie było przygotowało go na taki kształt Polskiego Ładu. Nawiązanie do mglistej „praworządności” pozwala mu rywalizować o serca byłych Platformesów, którzy nie mają tam nadziei, ale nie przemawia tak do rozumu jak podniesienie kwoty wolnej i kolejnego progu podatkowego o 40 tys. rocznie.
Więcej. Ten komentarz sugeruje, że rozwiązania są dobre. Stawia znak zapytania nad wiarygodnością realizacji. Tyle, że nawet krytycy PiS mówią, że PiS dowozi tematy, które obiecał. Czego nie można powiedzieć o Hołowni, bo w odróżnieniu od Trzaskowskiego czy Biedronia nie pełnił żadnej funkcji publicznej. A to trochę, co innego niż bycie celebrytą (choć niektórym się to myli). Na koniec dnia też wzmacnia to centrową pozycję Kaczyńskiego i Morawieckiego. Zwłaszcza, że obu premierów stać było na przyznanie, że nie wszystko im wyszło. Patrz Mieszkanie+. Ale wyciągamy wnioski i proponujemy coś innego. To ma ogromną wyborczą siłę. Może nawet większą niż gigantyczne pieniądze.
Na tyle, że PiS ma szansę nie tylko wygrać wybory dziś, ale i za dwa lata. Polski Ład może stanowić realnie cezurę nowego ładu w polityce. Zmianą jak kopernikańska teoria heliocentryczna – z duetem Kaczyński – Morawiecki w centrum szukającymi porozumienia ze znakomitą większością. Do tego zapraszał dziś premier na lubelszczyźnie. A więc od Porozumienia Centrum.
Antoni Trzmiel jest dziennikarzem portalu DoRzeczy.pl, Telewizji Polskiej, Polskiego Radio, ale za przedstawione powyżej poglądy nie ponosi winy żadna z redakcji, tylko on sam.
Czytaj też:
Koniec "Polski B"
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.