W związku z kryzysem na granicy polsko-białoruskiej, gdzie od kilkunastu dni koczuje grupa migrantów, wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński opublikował w mediach społecznościowych serię wpisów, w których tłumaczy ostatnie wydarzenia.
"Sytuacja na granicy PL/BY służy nie tylko do wywierania presji na Polskę, ale także do testowania jak zareaguje nasze państwo na inne, znacznie poważniejsze działania hybrydowe lub wojenne (np. atak z użyciem «zielonych ludzików»)" – pisze wiceszef MSZ.
Jego zdaniem "wypowiedzi i zachowania istotnej części polskich polityków, dziennikarzy, aktywistów NGO (także finansowanych z zagranicznych źródeł) pokazują, że bardzo realny jest scenariusz, w którym obce państwo realizujące taki atak przeciw Polsce otrzyma wsparcie sojuszników w naszym kraju".
Groźba obalenia rządu
Jabłoński tłumaczy, że "część tych sojuszników robi to w pełni świadomie, kierując się wewnętrzną motywacją polityczną: dla obalenia/osłabienia znienawidzonego rządu gotowi są nawet na taktyczny sojusz z obcym państwem (choćby uznawanym za groźną dyktaturę) i wsparcie jego agresywnych działań".
"Wsparcie to polega najczęściej na powtarzaniu fałszywych tez propagandy przeciwnika, by osłabić morale państwa atakowanego i podważać jego wiarygodność międzynarodową; w niektórych przypadkach dochodzi do tego utrudnianie działań instytucjom państwa, służbom, SG, wojsku" – czytamy na Twitterze wiceministra.
Ocenia on, że paradoksalnie dzisiejsza sytuacja ma pewne zalety. Pozwala bowiem "lepiej przygotować się na podobne groźne działania w przyszłości", a także "identyfikować podmioty, które w razie zagrożenia z dużym prawdopodobieństwem będą stanowić wsparcie dla działań przeciwnika".
"O ile wsparcie to często nie stanowi wprost złamania prawa (np. wypowiedź Frasyniuka może być przestępstwem; brak reakcji Kajdanowicza – raczej nie), o tyle warto głośno takie zachowania potępiać i konsekwentnie o nich przypominać, wskazując autorów i ich realne motywacje" – pisze Jabłoński.
Polskie odpowiedniki Sputnika
Dalej tłumaczy, że w państwie demokratycznym nie sposób wprowadzić cenzury, ale trzeba bardzo jasno mówić opinii publicznej o tych zagrożeniach – "analogicznie jak przekaźniki typu Sputnik, Russia Today (tuby propagandowe Kremla – red.) czy osoby powtarzające ich tezy należy traktować nasze krajowe odpowiedniki".
"To kwestia bezpieczeństwa państwa. Im mniejsza wiarygodność sojuszników naszego przeciwnika, tym mniejsza skuteczność wsparcia, którego mu udzielają. W interesie Polski jest, aby była ona jak najniższa" – podkreśla Jabłoński.
Czytaj też:
Premierzy Polski, Litwy, Łotwy i Estonii ostrzegają ŁukaszenkęCzytaj też:
Wąsik: Osoby na granicy polsko-białoruskiej rotują