Według byłego ministra obrony narodowej pomysł wprowadzenia stanu wyjątkowego w pasie przygranicznym jest "działaniem polityczno-propagandowym i próbą zaostrzenia debaty publicznej". – Z tego katalogu spraw, które mają wyniknąć ze stanu wyjątkowego, nie wynika nic takiego co dziś nie mogło się zdarzać – argumentował na antenie Radia Wrocław. Siemoniak powiedział również, że "minimalna powaga" wymaga tego, by nie deklarować na obecnym etapie, w jaki sposób będzie głosowała Platforma nad wnioskiem o wprowadzenie stanu wyjątkowego.
"Niebezpieczny precedens"
– Uważam że duży błąd mieszanie w ogóle do tego uzasadnienia stanu wyjątkowego ćwiczeń Zapad, białorusko-rosyjskich ćwiczeń, które odbywają się co dwa lata i które wywołują w NATO, w Polsce zainteresowanie wojska, służb – mówił dalej polityk. Według niego takie postępowanie stwarza w Polsce "bardzo zły precedens".
– W przyszłości zawsze będziemy wprowadzać stan wyjątkowy jeśli będą jakieś ćwiczenie? To jest element w moim przekonaniu, który potwierdza, że chodzi o to, żeby dolać oliwy do ognia, żeby było posiedzenie Sejmu, gdzie opozycja będzie oskarżona o wszelkie plagi świata, a rządzący wystąpią jako ci, którzy bronią granic. Wydaję mi się, że widać tę grę tutaj w tym wszystkim, a nie widać realnych działań – stwierdził.
Były szef MON skrytykował poczynania rządu przy polsko-białoruskiej granicy. – Zmarnowany został czas od lipca, gdzie podobna sytuacja zaczęła się na Litwie, Łotwie. Nie wyciągnięto z tego wniosków i stąd taki właśnie kryzys. Więc ja zakładam, że ta konkretna grupka to jest jeden problem, który trzeba rozwiązać, bo jest problemem ludzkim w tym momencie. Natomiast cała reszta to już jest zabezpieczenie granicy. Nie może być tak, że ktokolwiek dowolnie przechodzi przez granicę – powiedział Tomasz Siemoniak.
Czytaj też:
Stan wyjątkowy. Prezydent Duda zdecydowałCzytaj też:
Skurkiewicz: Decyzje sądu zachęcają protestujące grupy do dalszego działaniaCzytaj też:
Ilu migrantów jest na Białorusi? Rzecznik rządu podał liczbę