Manifestacje po śmierci 30-letniej kobiety w ciąży z Pszczyny na Śląsku odbyły się w kilkunastu polskich miastach. Największą demonstrację zorganizowano w Warszawie.
Dewastacje podczas protestu
W stolicy protest pod hasłem "Ani jednej więcej" rozpoczął się przed siedzibą Trybunału Konstytucyjnego. Demonstranci przeszli przed siedzibę Ministerstwa Zdrowia, gdzie zostawili znicze. Przy okazji doszło do dewastacji w niektórych miejscach w Warszawie. Uczestnicy wydarzenia sprejem malowali m.in. po chodnikach czy przystankach autobusowych. Zostawiali napisy, takie jak "aborcja na żądanie" czy "wspieraj aborcję".
Zdjęcia zdewastowanych punktów stolicy za pośrednictwem konta w serwisie społecznościowym Twitter pokazała Telewizja Republika.
twittertwitter
Na warszawskiej manifestacji pojawili się także politycy opozycji, m.in. przewodniczący Platformy Obywatelskiej Donald Tusk, wicemarszałek Sejmu z ramienia Koalicji Obywatelskiej Małgorzata Kidawa-Błońska oraz poseł Lewicy Magdalena Biejat.
Śmierć młodej kobiety
W minionym tygodniu media obiegła informacja o dramacie w szpitalu w Pszczynie. Trafiła tam 30-letnia kobieta w 22. miesiącu ciąży. Lekarze stwierdzili wady wrodzone płodu. Medycy zdecydowali się jednak na "postawę wyczekującą". Niestety, najpierw zmarło dziecko, a następnie jego matka. Bezpośrednią przyczyną zgonu młodej kobiety był wstrząs septyczny.
Trwa postępowanie prokuratorskie w tej sprawie. Ze strony opozycji i środowisk feministycznych jak "Strajk Kobiet" pojawiły się głosy, że winny tragedii jest wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji sprzed roku. Pełnomocnik rodziny w wywiadzie dla mediów powiedziała jednak, że najprawdopodobniej nie można łączyć ze sobą tych dwóch zjawisk.
Czytaj też:
Szokujące słowa Czarzastego. "Kobiety będą umierały. PiS będzie się z tego cieszył"Czytaj też:
Lubnauer: Politycy PiS stali się katem pani Izabeli