Damian Cygan: Rosja chce, żeby kraje "nieprzyjazne" płaciły jej za gaz w rublach. Po co Putin to robi i co to dla nas oznacza?
Dawid Piekarz: Po pierwsze, Putin próbuje ratować rosyjską walutę, bo żeby zapłacić za gaz w rublach, trzeba je najpierw kupić albo od państwa rosyjskiego, albo na rynku międzybankowym, a to wywindowałoby spadający kurs rubla, który jest dla Moskwy potężnym problemem. Po drugie, Putin rzuca wyzwanie Stanom Zjednoczonym, mówiąc: "skoro wasza siła i potęga bierze się z dolara jako waluty rozliczeniowej świata, to my spróbujemy wam tego dolara zastąpić czymś innym".
Putin zobowiązał Gazprom do przygotowania odpowiednich zmian w kontraktach, ale nawet tak prorosyjskie kraje jak Austria oświadczyły, że nie będą płacić za gaz w rublach. Co ciekawe, ta propozycja uderza w sam Gazprom, bo w tym momencie koncern zostaje uzależniony od rosyjskiego skarbu państwa, więc spodziewam się, że przygotowywanie zmian w tych kontraktach będzie szło bardzo opornie (śmiech).
Natomiast dla nas nie oznacza to kompletnie nic, bo Polska kończy kontrakt jamalski i nie chce zawierać nowego. Rosja nie może zmusić nikogo do płacenia za gaz w rublach skoro kontrakty są zawarte w dolarach. Do tego potrzeba zgody drugiej strony.
Co w takim razie może zrobić Putin? Zakręcić kurek z gazem?
Teoretycznie można wyobrazić sobie taki scenariusz, ale wówczas Rosja sama się zadusi po paru dniach. Proszę zwrócić uwagę, że choć mamy do czynienia z regularną wojną kinetyczną, Rosjanie mordują cywilów i burzą miasta, to gaz wciąż płynie i to paradoksalnie przez Ukrainę, a nie przez nasz europejsko-białoruski Jamał. Moskwa próbuje więc pokazać wszystkim, że wojna wojną, ale w interesach jest wiarygodnym partnerem. Dlatego sytuacja, w której Rosja sama sobie nałożyłaby embargo na eksport surowców, bo nikt jej w tych rublach nie będzie płacił, byłaby dla niej samobójcza.
Myślę zatem, że propozycja Putina była z jednej strony zagrywką na rynek wewnętrzny, bo po tej zapowiedzi rubel zaczął zyskiwać. Natomiast z drugiej strony Putin chciał przetestować, jak zareagują inni, licząc, że może ktoś się wyłamie. W każdym razie takie żądania stawia się, kiedy jest się silnym, a nie leżąc tak naprawdę w ukraińskim błocie. Do tego coraz więcej krajów deklaruje, że chce się odciąć od rosyjskich surowców.
No właśnie, polski rząd planuje całkowicie zrezygnować z importu rosyjskiej ropy, gazu i węgla. Czy nas na to stać?
Z gazem sytuacja jest już jasna od dawna, ponieważ decyzja o nieprzedłużaniu kontraktu jamalskiego zapadła rok temu.
Jeżeli chodzi o rosyjską ropę, to jedynym jej atutem jest tzw. dyferencjał Ural/Brent (różnica pomiędzy ceną 1 baryłki ropy naftowej notowanej w Londynie i ceną 1 baryłki ropy importowanej z Rosji - przyp. red.), który powoduje, że ropa rosyjska jest nieco tańsza, gdyż jest cięższa i droższa w przerobie niż ropa z Morza Północnego. W tej chwili ten dyferencjał jest niezwykle mały, by nie powiedzieć, że zbliża się do zera. Dzieje się tak dlatego, że kupowanie rosyjskiej ropy w sytuacji, w której Moskwa szykowała się do wojny, stało się sportem ekstremalnie wysokiego ryzyka. Zatem biorąc pod uwagę, że dyferencjał wynosi 1-2 dolary na baryłce, a sam skok cen ropy oscylował od 40 do ponad 100 dolarów za baryłkę, to mamy różnicę, która jest bardzo mocno pomijalna. Może się więc okazać, że niespecjalnie odczujemy koszty tego wszystkiego.
Natomiast jeśli chodzi o węgiel, to sprawa rozstrzygnie się nie za wschodnią granicą, tylko w Brukseli. Polskie kopalnie w dużej mierze produkują węgiel dla sektora energetycznego. Węgiel sprowadzany z Rosji wykorzystywany jest w gospodarstwach indywidualnych i można go zastąpić importem z innych kierunków, choćby z Ukrainy. Ale najważniejszym zadaniem dla polskiego rządu będzie wyegzekwowanie od Komisji Europejskiej informacji, co dalej z węglem, bo od tego zależy, czy opłaca nam się dokonywać jakiś inwestycji w górnictwo, czy nie. Jeżeli Europa mówi, że węgiel nie będzie już paliwem wyklętym, to musimy jak najszybciej wiedzieć, jak i kiedy zapadnie decyzja. Fundusz Sprawiedliwej Transformacji, który miał być przeznaczony na odchodzenie od węgla, został wrzucony do Krajowego Planu Odbudowy i tam sobie leży, a w związku z tym rząd nie może planować żadnych wydatków.
Czytaj też:
Rosja grozi odcięciem dostaw gazu. Niemcy wydały ostrzeżenieCzytaj też:
Naimski: Kończymy inwestycje, które uwalniają nas od zależności od RosjiCzytaj też:
Tusk: Nie sprzedawajcie MOL-owi nawet jednego kanistra z benzyną
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.