Polskie czołgi dla Ukrainy. Lisicki: Ryzyko wciągnięcia w wojnę rośnie

Polskie czołgi dla Ukrainy. Lisicki: Ryzyko wciągnięcia w wojnę rośnie

Dodano: 
Redaktor naczelny tygodnika "Do Rzeczy" Paweł Lisicki
Redaktor naczelny tygodnika "Do Rzeczy" Paweł Lisicki Źródło: PAP / Mateusz Marek
Tego typu operacje, jak przekazywanie broni, powinny być autoryzowane i wspierane przez NATO – uważa Paweł Lisicki.

Według medialnych doniesień Polska przekazała Ukrainie 200 czołgów T-72. Decyzję polskiego rządu na antenie Polskiego Radia skomentował redaktor naczelny tygodnika "Do Rzeczy" Paweł Lisicki. – Rozumiem, że polski rząd dotrzymuje tego, co wcześniej deklarował i uważa, że to tzw. "wyskakiwanie przed szereg", rozumiane przez przekazanie czołgów, służy polskim interesom, tym niemniej ja oceniam tego typu posunięcie jako ryzyko – ocenił dziennikarz.

"Ryzyko dla Polski rośnie"

Jeśliby oceniać to w kategorii możliwych ryzyk, to ryzyko dla Polski wciągnięcia bezpośredniego w ten konflikt, przy tego typu posunięciach rośnie, a nie maleje – ocenił. Zdaniem Lisickiego, tego typu operacje, jak przekazywanie broni, "powinny być autoryzowane i wspierane przez NATO i być wyraźnie zadeklarowane przez dowództwo NATO". – Wtedy Polska, jako jeden z członków, może coś takiego robić. Na własną rękę, jest to bardzo ryzykowne – tłumaczył redaktor.

Na uwagę, że inne kraje również przekazują broń Ukrainie, Lisicki wskazał na położenie tych państw. – Jeśli chodzi o Amerykanów i Brytyjczyków, to oni są na tyle daleko od Rosji i od terenu, na którym toczy się wojna, że ryzyko dla nich jest stosunkowo niewielkie – zaznaczył. – Łatwiej sobie wyobrazić, że jakaś "zabłąkana" rakieta spadnie w Polsce niż w Wielkiej Brytanii, a już tym bardziej w Stanach Zjednoczonych – dodał redaktor naczelny "Do Rzeczy".

"Ryzyko wciągnięcia jest większe, ponieważ to dotyczy bezpośrednio nas"

Według Lisickiego "państwo, które pograniczy z miejscem, gdzie walki się toczą, powinno zachowywać się bardziej ostrożnie".

Publicysta wskazał trzy możliwe scenariusze dotyczące wojny na Ukrainie. – Jeden scenariusz polega na tym, że Ukraina wspierana bronią z Zachodu i słabością Rosji – nie wiemy na ile ta słabość jest realna, a na ile nie – przechodzi do kontrataku, odzyskuje tereny zajęte w tej chwili przez Rosjan, czyli załóżmy Mariupol, nawet zdobywa Donieck, Ługańsk i jeszcze Krym. Moim zdaniem nic nie wskazuje na to, żeby tego typu opcja, tak optymistyczna, była możliwa – mówił Lisicki.

Drugą opcją miałyby być rozmowy pokojowe. – Do tego żeby do nich doszło, każda ze stron musi uznać, że kontynuowanie wojny nie ma sensu – ocenił dziennikarz. Trzecia opcja, zdaniem Lisickiego bardziej prawdopodobna, to "rozlanie konfliktu". – To znaczy w skutek dostarczania broni Ukraińcy walczą coraz bardziej dzielnie, co powoduje coraz większą zaciętość Rosjan (...) i w odpowiedzi na informację, że z różnych krajów płynie broń na Ukrainę, Rosja uznaje, że w celu odstraszenia tych, którzy tę broń przekazują, należy zaatakować dla przykładu jeden z krajów – opowiadał Lisicki. Zwrócił uwagę, że warto postawić sobie pytanie, który z tych scenariusz jest dla Polski najbardziej korzystny, a także najbardziej realny.

Czytaj też:
Ławrow: Negocjacje nie idą dobrze
Czytaj też:
Abp Szewczuk: Nasz naród został przeznaczony na zagładę

Źródło: Polskie Radio 24
Czytaj także