Przyjaciel prowadzący głębokie życie religijne wręczył mi tę książkę z radością, jaka towarzyszy dzieleniu się prawdziwymi skarbami duchowymi. „Nieświęci święci”. I autor archimandryta Tichon, o ekscytującym imieniu odsyłającym przecież każdego czytelnika Dostojewskiego wprost do „Biesów” i spowiedzi Stawrogina zawartej w odrzuconym przez cenzurę fragmencie tytułowanym właśnie „U Tichona”.
„Nieświęci święci” – książka, która sprzedała się w Rosji w nakładzie półtora miliona egzemplarzy i wiąże się z odradzaniem prawosławia oraz odkrywaniem starych wzorców duchowości przez naród poddany kilkudziesięcioletniej ateistycznej tresurze. Och, gdybym mógł zdobyć się na naiwną lekturę tych mnisich opowieści! Gdybym zachował dziecięcą prostoduszność, rzeczywiście owi „Nieświęci święci” pozwoliliby i cieszyć się smaczkami znanymi z wielkiej literatury rosyjskiej, i radować z wielkości Boga objawiającego się wbrew systemom, granicom oraz zakazom. Książka ma charakter autobiograficznych opowieści absolwenta moskiewskiego Wszechzwiązkowego Państwowego Instytutu Kinematografii, który na drodze swych duchowych poszukiwań odkrył powołanie, przyjął chrzest, wstąpił do zakonu i złożył śluby wieczyste. Pnąc się w hierarchii prawosławnej, stał się przełożonym moskiewskiego monasteru Spotkania Władymirskiej Ikony Matki Bożej. […]
Nie dziwi powodzenie książki w Rosji, tym bardziej że świat, jaki przynosi, jest w dużej mierze uproszczony. Święci starcy, ostatni żyjący prorocy, nie sprawiają kłopotów jak starzec Zosima, który zaśmierdł Aloszy Karamazowowi i wystawił jego dziecięcą wiarę na ciężką próbę, przeciwnie: odchodzą w spokoju, a ich ciała składane w pieczarze wydają cudowny aromat, który dziwi wycieczki ateistycznych turystów. Także opresja historii nie jawi się jako coś, co by burzyło harmonię prawosławia. Mnisi i mniszki nawet w prześladowaniach: aresztowani, zsyłani, przenoszeni karnie do innych parafii, czerpią z tego wielką radość i Sybir oraz więzienie wspominają jako czas pogłębionej modlitwy oraz pokornej służby, gdy Bóg jest niezwykle blisko. Owszem, bolszewicy walczą z Cerkwią, ale ta walka w ujęciu Tichona przypomina raczej opowieści Giovanniego Guareschiego o poczciwym, lecz przebiegłym proboszczu Don Camillo spierającym się krotochwilnie z komunizującym wójtem niż świadectwa martyrologii chrześcijan. Jakaś anegdotka, przechytrzenie nadzorców, wszystko skąpane w błogiej pewności, że Pan Bóg czuwa. A gdy przyjdzie konfrontować się z agresywnymi gośćmi, wystarczy, by mnich włożył swój stary mundur bohatera Wielkiej Wojny Ojczyźnianej i zabrzęczał orderami, a wszystko wraca do normy. Oczywiście tych fragmentów nie da się już czytać bez podejrzliwości, że Tichon preparuje swoje historyjki, by oprócz chwały Boga załatwić jakiś inny interes. […]
Połączenie mentalności radzieckiego człowieka z odradzającą się imperialną świadomością rosyjską, uwielbienie dla bohaterów ZSRS, rabski stosunek do władzy, wyrozumiałość dla donosicieli i nienawiść do ekumenizmu i do ukraińskiej niezależności, to wszystko nagle zaczyna uwierać i powoduje, że „Nieświęci święci” stają się książką, którą tylko naiwny może czytać jako sielankową opowieść o duchowości. Bo przecież na naszych oczach Tichon konstruuje podwaliny postsowieckiej duchowości dla sierot po komunizmie.