Ukraińcy nie walczą ani o demokrację, ani o prawa LGBT
  • Maciej PieczyńskiAutor:Maciej Pieczyński

Ukraińcy nie walczą ani o demokrację, ani o prawa LGBT

Dodano: 
Bucza, obwód kijowski. Pogrzeb ofiar rosyjskich żołnierzy
Bucza, obwód kijowski. Pogrzeb ofiar rosyjskich żołnierzy Źródło: PAP / OLEG PETRASYUK
Skrajna prawica i zachodnia lewica postrzegają Kijów jako forpocztę globalizmu, praw człowieka i lewackiego postępu. Prawda jest inna – Ukraińcy walczą o takie tradycyjne, prawackie wartości, jak niepodległość i integralność terytorialna.

Lewicowo-liberalne elity Zachodu wspierają ofiary najazdu Putina ze swoich ideowych pozycji. Z ich perspektywy Ukraina to przedmurze wolnego, demokratycznego świata, który broni się przed agresją krwawego dyktatora. Często próbuje się ideologiczną oś sporu budować wokół walki wschodniego konserwatyzmu i despotyzmu (dla wielu na Zachodzie to synonimy) z zachodnim liberalizmem. Jędrzej Bielecki z „Rzeczpospolitej” pisał niedawno, komentując działania Komisji Europejskiej, że „Bruksela przyjęła ostry kurs wobec Budapesztu i Warszawy bo aby pokonać Putina Unia musi pozostać wspólnotą państw demokratycznych

Paradoksalnie, tę optykę podziela część polskiej prawicy. Ta antyukraińska (niekoniecznie prorosyjska) część. Kijów w jej wizji jawi się jako forpoczta globalizmu, lobby LGBT, neomarksizmu itd. itp. Na serio bierze oderwane od rzeczywistości wynurzenia Michała Kamińskiego o tym, jak to „Ukraińcy umierają za prawa homoseksualistów”. Oczywiście, Zachód z pewnością zrobi wiele, aby Kijów nie tylko wygrał z Moskwą, ale również, by przyjął zachodnie wartości. W końcu bezpośrednią przyczyną rewolucji, która doprowadziła do obecnej wojny, było dążenie Ukraińców do integracji z Unią Europejską, czego Putin akceptować nie zamierzał. A kurs na wejście do UE musi oznaczać nie tylko konieczność usprawnienia gospodarki, ale również przyjęcia panujących w UE zasad.

Podobnie Amerykanie inwestują w Ukrainę po to, aby po zwycięskiej wojnie stała się ona nie tylko buforem oddzielającym Zachód od Rosji, ale również by stała się krajem przestrzegającym zachodnich standardów światopoglądowych. Warto przy tym jednak pamiętać, że wybór kursu prozachodniego jest suwerennym wyborem Ukraińców i podyktowany jest raczej chęcią życia „jak w Europie” niż powszechnym poparciem dla lewicowych wartości.

Waszyngton, Bruksela i inne zachodnie stolice mają więc swoje, również ideowe, interesy nad Dnieprem. To jednak nie oznacza, że wojna toczy się wyłącznie albo głównie w obronie tych interesów. Sami Ukraińcy nie walczą o prawa gejów, transseksualistów, aborterów, ba, nie walczą nawet o prawa człowieka jako takie, wreszcie: nie walczą o demokrację. Oczywiście, z pewnością na froncie znaleźliby się pojedynczy żołnierze, którym te wartości są drogie. Ale to nie ma kompletnie żadnego znaczenia. Ukraina bowiem walczy o takie tradycyjne, niepopularne na lewicowo-liberalnym Zachodzie wartości jak niepodległość i integralność terytorialna.

To trochę tak jak z powstańcami warszawskimi. Co roku słychać głosy, że bili się oni o demokrację z faszystami, co z kolei ma oznaczać, iż narodowcy nie mają prawa do świętowania 1 sierpnia, bo są jakoby ideowymi spadkobiercami faszystów. A przecież to oczywiste, że wyłącznym celem powstania (podobnie jak generalnie działalności polskich sił zbrojnych podczas II wojny światowej) było wyzwolenie spod okupacji niemieckiej. Wrogiem był Niemiec, nie faszysta, nazista, komunista czy demokrata. Dlatego w szeregach powstania walczyli przecież narodowcy. Ta sama część prawicy, która co roku oburza się na zawłaszczanie powstania przez lewicę i liberałów i powtarza, że chodziło o obronę kraju, a nie demokracji, niechętnie przyznaje, że również Ukraińcy dziś nie walczą o postępowe wartości, tylko o to, o co Polacy podczas II wojny światowej. Łatwo wytłumaczyć tę niekonsekwencję zwyczajną niechęcią do Ukraińców. Owa część prawicy najchętniej widzi w nich albo krwiożerczych banderowców, albo skrajnych lewaków. Oczywiście, w tym spojrzeniu jest wiele prawdy. Ukraińcy bywają zarówno czerwono-czarni, jak i tęczowi.

Ale poza tym dominującą wśród nich postawą jest to, co akurat polski patriota powinien świetnie rozumieć. Ukraińcy, niezależnie od poglądów politycznych, po prostu bronią swojego kraju przed najazdem z zewnątrz. Podobnie jak kilkadziesiąt lat temu Polacy. Nie mam zamiaru zrównywać Mariupola z Warszawą, Kliczki ze Starzyńskim a Załużnego z Rydzem-Śmigłym.

Chodzi jedynie o to, że Ukraińcy walczą dziś o to samo, o co my wtedy. Celem „specoperacji” nie było przecież zakazanie parad gejowskich, zamknięcie klinik aborcyjnych, prześladowania ateistów, budowa dyktatury czy państwa wyznaniowego. Celem „specoperacji” była likwidacja struktur państwa ukraińskiego i zastąpienie jego władz prorosyjskimi marionetkami. Gdy zaś ten cel się nie udał, kolejnym stało się oderwanie Ukrainie jak największych terytoriów i włączenie ich do Rosji. Zełenski nie zatrzymał konserwatywnej ewangelizacji, tylko militarną ofensywę. Ukraińcy giną z bronią w ręku, bo chcą żyć w swoim państwie, a nie w Rosji. Trudno o bardziej „prawacką” motywację. Wszystkie inne motywacje są drugorzędne.

Bo gdyby Ukraińcy na samym początku wojny nie pokazali, że chcą walczyć o niepodległość i integralność terytorialną, Zachód nie mógłby im pomagać i przy okazji forsować swojej agendy. Przecież Putina nie powstrzymują brukselskie tęczowe komanda, tylko – między innymi - skrajnie prawicowi radykałowie z „Azowa”. Zachód początkowo nie wierzył w Ukrainę, i dopiero determinacja ukraińskich patriotów zachęciła zachodnią lewicę do wspierania Kijowa.

Pamiętać o tym wszystkim powinna nie tylko antyukraińska polska prawica, ale również proukraińska zachodnia lewica. Parafrazując cytowany powyżej komentarz Jędrzeja Bieleckiego, „Bruksela przyjęła ostry kurs wobec Budapesztu i Warszawy, ale aby pokonać Putina, Unia musi pozostać wspólnotą państw suwerennych, bo właśnie suwerenności chce Putin pozbawić Ukrainy”.

Czytaj też:
Ukraina: Doszło do wielkiej wymiany jeńców
Czytaj też:
Rosja chce zmobilizować nawet milion osób. Tego ma dotyczyć utajniony punkt dekretu Putina

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także