Prof. Dudek: Czeka nas wielka polityczna awantura w Zjednoczonej Prawicy

Prof. Dudek: Czeka nas wielka polityczna awantura w Zjednoczonej Prawicy

Dodano: 
Prof. Antoni Dudek, politolog i historyk z UKSW
Prof. Antoni Dudek, politolog i historyk z UKSW Źródło:PAP / Mateusz Marek
Projekt zmian w TK oznacza, że Jarosław Kaczyński postawił Zbigniewa Ziobrę pod ścianą. Czeka nas wielka polityczna awantura, przede wszystkim w Zjednoczonej Prawicy – mówi DoRzeczy.pl prof. Antoni Dudek, politolog z UKSW.

Damian Cygan: Czy w związku ze złożonym przez PiS projektem zmian w Trybunale Konstytucyjnym czeka nas wielka polityczna awantura?

Antoni Dudek: Moim zdaniem tak, przede wszystkim wewnątrz Zjednoczonej Prawicy. W tej chwili prezes Kaczyński postawił partię Ziobry trochę pod ścianą. Suwerenna Polska ma do wyboru albo poprzeć te zmiany, co będzie oznaczać, że sędziowie TK sympatyzujący z Ziobrą zostaną na lodzie i przestaną odgrywać jakąkolwiek rolę, albo zagłosować przeciw, a wtedy PiS nie zdoła przeprowadzić tej nowelizacji, bo raczej nikt inny jej nie poprze.

Wówczas prezes Kaczyński będzie musiał wyciągnąć jakieś konsekwencje wobec partii pana Ziobry, co w kontekście nadchodzącej i decydującej fazy negocjacji koalicyjnych może oznaczać, że ziobrystów jednak nie będzie na listach PiS, co niewątpliwie byłoby wielką sensacją. Sam jestem ciekaw, co zrobi partia pana Ziobry.

Po co Solidarna Polska zmienia się w Suwerenną Polskę i to na kilka miesięcy przed wyborami?

Też się nad tym zastanawiam i widzę tutaj dwa cele. Pierwszy jest bardzo krótkoterminowy – chodzi o tzw. efekt nowości, dający powstającym formacjom coś w rodzaju premii w sondażach. Natomiast w perspektywie długoterminowej to jest wstęp do zasadniczej walki o spuściznę po Kaczyńskim.

Kiedy prezes skończy swoją misję jako lider prawicy, zacznie się spór, także wewnątrz PiS, dotyczący przede wszystkim stosunku do Unii Europejskiej. Mogę sobie wyobrazić, że PiS pęknie i podzieli się na eurosceptyków i eurorealistów. Ziobro niewątpliwie liczy, że może być tą główną postacią jeśli chodzi o skrzydło eurosceptyczne, choć ma konkurencję w postaci Konfederacji.

Czy inicjatywa ogłoszona przez prezesa Kaczyńskiego i marszałek Witek dotycząca walki z seksualizacją dzieci to puszczanie przez PiS oka do wyborców Suwerennej Polski?

Nie, mam wrażenie, że chodzi generalnie o szeroki elektorat konserwatywny. Powiedzmy sobie szczerze, że PiS nie musi zabiegać o wyborców Ziobry, bo ich jest naprawdę bardzo niewielu. Ja to odbieram jako element polaryzacji z Koalicją Obywatelską i część krucjaty prowadzonej przez PiS w obronie tradycyjnych wartości i kreowania jakiegoś wielkiego zagrożenia, które płynie ze strony organizacji i stowarzyszeń lewicowych.

To jest po prostu inna wersja tego, co Kaczyński opowiadał o LGBT. W PiS uznano, że żarty prezesa o zmianie płci nie chwyciły, więc teraz próbuje się przeprowadzić to samo tylko od innej strony – ochrony dzieci przed demoralizacją. Zobaczymy, czy to coś da. Moim zdaniem niewiele, bo elektoraty są mocno okopane i PiS, czego się nie chwyci, to do wyborów będzie miał swoje 30-kilka procent poparcia i bardzo ciężko będzie coś zmienić.

PSL i Polska 2050 pójdą do wyborów razem. Ten sojusz bardziej opłaca się ludowcom czy Szymonowi Hołowni?

Sądzę, że w tym momencie opłaca się obojgu. Wcześniej przez dłuższy czas bardziej opłacał się ludowcom, bo to oni balansowali na granicy progu wyborczego, a Hołowni się nie opłacał, dlatego tak długo tego sojuszu nie było. Władysław Kosiniak-Kamysz robił podchody pod Hołownię już od dawna, ale Hołownia się nie zgadzał. Dopiero jak zaczął dramatycznie tracić i spadł poniżej 10 proc., to zorientował się, że za chwilę może mieć ten sam problem co Kosiniak-Kamysz, więc lepiej połączyć siły.

W moim odczuciu Hołownia popełnił zasadniczy błąd polegający na tym, że dogadał się z Kosiniakiem o wiele za późno. Zamiast jeszcze na przełomie 2021 i 2022 roku próbować uruchamiać wielki projekt nowego politycznego centrum, który byłby przeciwieństwem dla Donalda Tuska, Hołownia właściwie przeczekał cały rok 2022 licząc na to, że Tusk się wypali. Tak się jednak nie stało, Platforma zaczęła odbierać Polsce 2050 ich wyborców, a część uciekła do Konfederacji.

Hołownia znalazł się więc na spalonym i teraz to już jest operacja "koło ratunkowe", a nie operacja "tworzymy potężne nowe centrum". Ale cóż, tak działa polityka, że jak nie wykorzystuje się momentu korzystnego dla siebie, to później płaci się cenę. Hołownia jest tego przykładem.

Z czego wynika ostatni wzrost notowań Konfederacji? Chyba nie chodzi tylko o to, że duża część wyborców jest zmęczona walką PO i PiS.

To prawda, choć ja bym tego nie lekceważył. Proszę zwrócić uwagę, że przed wyborami zawsze tak jest, że część ludzi szuka jakiejś nowej oferty politycznej, która nie będzie ofertą tzw. POPiS-ową albo ofertą tzw. kartelu czterech, do którego poza PO i PiS należy jeszcze PSL i lewica, dawniej SLD. Kiedyś to był Kukiz, jeszcze wcześniej Palikot, a teraz to Konfederacja okazuje się być najbardziej atrakcyjną alternatywą dla tych starych formacji.

Drugi czynnik to jest kwestia ukraińska, bo Konfederacja jest jedyną formacją krytyczną w tej sprawie. Trzeci powód to schowanie największych radykałów, czyli Janusza Korwin-Mikkego i Grzegorza Brauna i wysunięcie na czoło Sławomira Mentzena i Krzysztofa Bosaka, którzy są bardziej umiarkowani i jednocześnie bardziej medialni.

Konfederacja jawi się też jako ostatnia partia wolnorynkowa w Polsce, bo właściwie wszystkie inne ugrupowania, na czele z PiS, są krytyczne wobec tradycyjnego liberalizmu wolnorynkowego. W tej sprawie kilkanaście procent wyborców w Polsce ma więc do wyboru tylko Konfederację.

Czytaj też:
Konfederacja ma czas. Czy będzie cierpliwa?
Czytaj też:
Ile potrwa ich „pięć minut”?

Rozmawiał: Damian Cygan
Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także