"Od kiedy zaczęliśmy w portfelach odczuwać wzrost cen, rozpoczęło się szukanie winnych inflacji. I retoryczna przepychanka: jedni mówili o putinflacji, inni za wzrost cen obwiniali wydatki socjalne. Ale ani jedni, ani drudzy nie do końca mieli rację. Bo owszem, oba te czynniki wpłynęły na poziom cen, ale to nie one są głównymi winowajcami" – twierdzi portal wyborcza.biz.
Ponadprzeciętne zyski firm a inflacja
Co zatem ponosi odpowiedzialność? Nie, autorka tekstu nie pisze o dodruku pustego pieniądza przez upoważnione do tego banki. Zwraca jednak uwagę na inny istotny czynnik. Jej zdaniem to "ponadprzeciętne zyski firm odpowiadają za 45 proc. wzrostu cen" – czytamy w tekście zatytułowanym "Gdy jedni zaciskali pasa, inni zacierali ręce. Są dowody na to, że inflację napędzała chciwość firm".
"Co znamienne, przyznaje to Międzynarodowy Fundusz Walutowy, który słynie raczej ze stawania po stronie przedsiębiorców niż ich krytycznego oceniania. Teraz jednak przyznaje: firmy w strefie euro podniosły ceny o wiele bardziej, niż wzrastały koszty ich działalności. I podaje wyliczenia: przedsiębiorstwa realnie (czyli po uwzględnieniu inflacji) zarobiły o 1 proc. więcej, podczas gdy siła nabywcza wynagrodzeń pracowników spadła o 2 proc" – czytamy dalej.
MFW: Polityka makroekonomiczna musi pozostać restrykcyjna
"Kieszenie przedsiębiorców - które mimo trzyletniego rozkręcania paniki o kryzysie, po sowitych dopłatach od rządów w czasie pandemii, wcale nie były tak puste - dodatkowo się wypełniały. Pracowników za to, przez rosnące ceny, pustoszały. Zaczęli więc coraz częściej pukać do drzwi swoich przełożonych po podwyżki, by odzyskać utraconą siłę nabywczą i zacząć więcej zarabiać. Tak zaczęła kręcić się spirala cenowo-płacowa" – pisze wyborcza.biz, powołując się na MFW.
Dalej czytamy, że w ocenie Międzynarodowego Funduszu Walutowego, jeżeli inflacja ma wrócić do celu inflacyjnego strefy euro, to firmy będą musiały zgodzić się na mniejsze zyski, a cześć z nich przeznaczyć na wynagrodzenia. "I zamiast ponownie podwyższać ceny, by to sobie zrekompensować, po prostu zaakceptować uszczuplenie zysku. To dla pracowników byłaby miła odmiana. Wreszcie to nie oni musieliby zagryźć zęby" – pisze portal.
W praktyce, jeśli spirala cenowo-płacowa się nie zatrzyma, mogłoby to oznaczać spadek zysku przedsiębiorstw nawet do poziomu najniższego od połowy lat 90. Możliwe ma być z kolei osiągnięcie celu inflacyjnego Europejskiego Banku Centralnego do połowy 2025 roku, jeśli zyski przedsiębiorstw spadną do poziomu sprzed pandemii.
Czytaj też:
MFW przewiduje trudny rok dla światowej gospodarkiCzytaj też:
Davos. Prezes EBC apeluje, by rządy nie luzowały polityki fiskalnej