W wyborach jakoś tak wychodzi, że głosuję na kandydatów z marginesu. Takie mam poglądy, że w efekcie oddaję głos (tym razem też) na kogoś, kto sromotnie przegrywa. Za komuny bojkotowałem wybory i zachęcałem do bojkotu. Nosiłem wtedy w klapie antysystemowy znaczek BEZPARTYJNY. Mam go do dziś i miałem ten znaczek na sobie także tym razem. Dodatkowo do lokalu wyborczego zabrałem gaśnicę samochodową. Nikt mnie nie zatrzymał, bo w lokalu nie było widocznej ochrony, co jest dziwne. Gdyby ktoś mnie zatrzymywać próbował, broniłbym mojej gaśnicy: skoro to sprzęt, który ma atesty na wożenie w bagażniku narażonym na stłuczki, to tym bardziej nie stanowi zagrożenia w lokalu wyborczym, który się nie trzęsie na wybojach. Czyli na ubraniu miałem stary znaczek z czasów komuny z oświadczeniem BEZPARTYJNY, włożyłem koszulkę z napisem WSZYSCY WON, miałem też gaśnicę, czyli manifestacyjny wyraz poparcia dla Brauna, a głos oddałem na Pana Jakubiaka. W ten sposób oddałem jakby dwa głosy: jeden tajny, drugi widoczny z daleka (gaśnica).
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.